Jeśli masz Diesel, czy tam benzyniaka – wszystko jest OK. Jeśli samochód jest starszy, od razu leci do mechanika. A jeśli nowszy, oddajesz go do ASO. Tak czy inaczej – rachu ciachu i wszystko wraca na miejsce. Ale z samochodami elektrycznymi jest problem. I to w sumie… zasadniczy problem.
Jak podaje „Interia”, w norweskiej telewizji NRK wyemitowano program, w którym zauważono, że w samym 2019 roku doszło do 1400 wypadków z udziałem samochodów zelektryfikowanych. Połowa dotyczyła wyłącznie aut elektrycznych i w większości przypadków kończyło się szkodą całkowitą. W taki sposób nowe samochody, często z niewielkimi usterkami, od razu trafiały na złom.
Właściciele złomowisk (i nie tylko oni) twierdzą, że to marnotrawstwo. Często na złom trafiają auta z lekko uszkodzonym bokiem, czy przodem. W skrócie – bardzo łatwo można by je naprawić i dalej użytkować. No ale właśnie – raz, że cena części do takich aut jest zaporowa, dwa, że nikt nie chce tego naprawiać.
Cena nowych części do samochodów elektrycznych to jakiś kosmos. A przecież nie mówimy o z założenia biednej Polsce, tylko o bogatej Norwegii. Oczywiście auta można by naprawiać częściami z innych elektryków zalegających na złomie. No ale… autoryzowane serwisy nie mogą korzystać z używanych części. Koło się zamyka – nowe auta trafiają na złom i dokonują żywota. Ekologia w pełnym wydaniu.