Co jest kluczem do sukcesu na Rajdzie Dakar? Martin Prokop wskazał nam jedną z najlepszych dróg

Rajd Dakar zakończył się w miniony piątek. Większość zawodników wróciła już do swoich domów. Jedni z poczuciem, że wycisnęli tę edycję jak cytrynę i nic więcej zrobić nie mogli. Inni z kolei czują niedosyt, rozczarowanie, a może nawet złość, bo tym razem Dakar rzucił im pod nogi zbyt wiele kłód. Zastanawiam się, jaki jest klucz do sukcesu w tym rajdzie? Wydaje mi się, że strategia, którą przyjęli w tym roku Martin Prokop i Viktor Chytka, jest jedną z najlepszych.

rajd dakar martin prokop orlen team
Podaj dalej

Ten artykuł powstał w ramach płatnej współpracy z ORLEN.

W Rajdzie Dakar najważniejsza jest suma pecha?

Odnoszę takie nieodparte wrażenie, że w Rajdzie Dakar najważniejsza nie jest i nigdy nie była czysta prędkość. Być może podejmowanie ryzyka i skłonność do jazdy w stylu „flat out” jest tutaj nawet przeszkodą? To, o czym tutaj piszę, widać chociażby po walce o zwycięstwo w kategorii samochodów. Oczywiście, że najszybszym kierowcą w tegorocznej edycji rajdu był Sebastien Loeb. Nikt nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Ale od razu pojawia się następne pytanie – co z tego? Może przez to, że był najszybszy, był jednocześnie narażony na największą ilość problemów na trasie?

rajd dakar martin prokop orlen team
fot. ORLEN Jipocar Team

Przygoda Loeba z Dakarem nie jest w moim odczuciu udana. Jasne, ktoś powie, że przecież Francuz już trzy razy był drugi i dwa razy trzeci. Aż pięć miejsc na podium, mnóstwo wygranych etapów. Ktoś by mu pozazdrościł. Tylko ja myślę, że ktoś taki jak Seb Loeb nie przyjeżdża na Dakar po to, żeby być drugim. Nie jechał po raz ósmy Rajdu Dakar z myślą, żeby wbić się na podium. Francuz jest bardzo szybki i co z tego? Jeden etap wygrywa, a na drugim ma problemy i traci mnóstwo czasu. Potem znowu wygrywa… i znowu traci czas. I tak bez końca. Koniec końców najważniejsze jest nie to, kto jest najszybszy. A to, kto ma najmniejszą sumę pecha i strat.

Martin Prokop wskazał jedną z dróg?

Bardzo podobało mi się to, w jakim stylu trasę rajdu pokonywali Martin Prokop i Viktor Chytka. Biła z tego niesamowita mądrość i doświadczenie. Sztuka przewidywania, trochę pustynnej improwizacji, unikanie problemów i tak dalej. Załoga ORLEN Jipocar Team pojawiła się w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej dopiero po etapie 48H Chrono, wskakując na 7. miejsce. Natomiast Czesi jechali cały czas swój rajd. Nie zwracali uwagi na innych. Robili swoje i wierzyli w to, że przyniesie to efekt. I na dzień przerwy w Rijadzie udali się z przeświadczeniem, że te efekty zaczynają się pojawiać.

rajd dakar martin prokop orlen team
fot. ORLEN Jipocar Team

Martin w wywiadach często podkreślał, że jechał po prostu tak, aby zadbać o samochód. Aby nie zrobić nic głupiego, nie ryzykować za bardzo. Czech powtarzał, że były momenty, kiedy wyprzedzali go rywale na trasie – ale co z tego? Możesz ryzykować, jeśli zaraz za tobą jedzie ciężarówka serwisowa i dwóch kolegów z ekipy, którzy przy jakimkolwiek problemie od razu się zatrzymają i udzielą ci natychmiastowej pomocy. Kłopoty pojawiają się wtedy, kiedy ta pomoc niczego nie zmieni, bo do wymiany jest pół auta. Niektórzy nie potrafią odpowiednio kalkulować ryzyka.

Życiowy wynik

Prokop i Chytka jechali swój rajd. Na przedostatnim etapie po raz kolejny okazało się to znakomitą strategią, bo Czesi przeskoczyli z 7. na 5. miejsce. W piątek załoga wspierana przez ORLEN miała już tylko jedno zadanie – dojechać spokojnie do mety, dbając o swoją przewagę. Na Dakarze nie liczą się fajerwerki i to, że ktoś bardzo szybko pokona etap, dwa, albo trzy. Pustynia w mgnieniu oka karci za takie podejście. To nie jest wyścig na torze który trwa godzinę i przez każdy zakręt trzeba przejechać najszybciej jak się tylko da po płaskiej jak stół nawierzchni. To jest Dakar…

rajd dakar martin prokop orlen team
fot. ORLEN Jipocar Team

Na koniec liczy się suma pecha. Kto przez te dwa tygodnie będzie miał go najmniej, ten wygra rajd. A to, czy kierowca wygrał po drodze 10 etapów, 5, czy żadnego, nie ma znaczenia. Prokop i Chytka wskazali jedną z dróg i osiągnęli życiowy sukces. Nie będę tutaj wymieniał wszystkich tych, których Czesi pokonali. Tych „teoretycznie szybszych”, którzy na przestrzeni dwóch tygodni albo odpadli, albo uszkadzając samochody tracili na pustyni długie godziny w oczekiwaniu na ciężarówkę serwisową. To nie jest sprint, tylko maraton. Ważne jest to, gdzie się znajdujesz po ostatnim etapie. Za kilka dni ludzie będą pamiętać tylko czołówkę klasyfikacji generalnej, a nie to, kto wygrał najwięcej etapów.

Przeczytaj również