Zmarzlik na autostradzie po kolejne mistrzostwo?
Grand Prix Niemiec można podsumować krótko – zawody czerwonego kasku. Kto bowiem ubierał na głowę właśnie kask w kolorze czerwonym, automatycznie mógł być niemal pewny trójki dopisanej do swojego dorobku. W pierwszej serii biegów wszyscy startujący z pierwszego pola wygrali swój bieg. W serii drugiej pierwsze pole dwa razy wygrało, dwa razy było na drugim miejscu. Identycznie było w serii trzeciej. Tylko raz w fazie zasadniczej zawodnik w kasku czerwonym nie zajął pierwszego, albo drugiego miejsca… był to startujący z dziką kartą Kai Huckenbeck, reprezentant gospodarzy.
Oczywistym było, że najlepsi zawodnicy fazy zasadniczej wybiorą sobie na półfinały pole pierwsze i pojadą w kasku czerwonym. I dokładnie tak zrobili Bartosz Zmarzlik oraz Dan Bewley – dwóch najlepszych rajderów pierwszych dwudziestu biegów. Problem w tym, że Bewley znów nie wszedł do finału, bo… kilka sekund przed startem biegu zgasł mu motocykl i Brytyjczyk został wykluczony z powtórki biegu. Zmarzlik natomiast wygrał półfinał, znów wziął kask czerwony… i z dużą przewagą wygrał finał.
Tak więc po czterech rundach Zmarzlik oczywiście jest liderem klasyfikacji mistrzostw świata. Ma 12 punktów przewagi nad Jackiem Holderem i 16 nad Jasonem Doylem. Kwestia w tym, że ani pierwszy Australijczyk, ani drugi, nie byli przed sezonem wymieniani w gronie faworytów. To zdecydowanie nie byli ci, którzy mieli walczyć z Bartkiem o tytuł. I prawdopodobnie walczyć nie będą. A co z tymi, którzy walczyć mieli? Co z głównymi rywalami Zmarzlika, czyli z Fredrikiem Lindgrenem i Leonem Madsenem?
Rywale zostali z tyłu…
Lindgren w dwóch pierwszych imprezach sezonu był w finale i wygrał nawet Grand Prix w Warszawie. Natomiast później… coś się zepsuło. W Pradze Szwed odpadł na etapie półfinału, a w Teterow zakończył swój udział już w fazie zasadniczej. Madsen z kolei fatalnie rozpoczął sezon, bo ani Gorican, ani w Warszawie, nie przebrnął fazy zasadniczej. W Pradze był w finale… ale w Teterow odpadł w półfinale. Nawet pomimo faktu, że z obsady biegu tegoż półfinału wyleciał najszybszy zawodnik, czyli Dan Bewley.
Nie chcę się tutaj pastwić nad rywalami Bartka, ale w tym momencie sezonu wygląda to trochę tak, jakby Polak nie miał z kim przegrać tego tytułu. Jego głównym konkurentom cały czas przytrafiają się jakieś wpadki. Być może ciężko w to uwierzyć, ale po raz ostatni Bartosz Zmarzlik nie przeszedł fazy zasadniczej…w 2019 roku, podczas rundy w Pradze. Więc tak się trochę zastanawiam – z kim on ma przegrać? Skoro sam Bartek jest tytanem pracy i królem żużlowej regularności… a jego rywalom tak często przytrafiają się wpadki… Tym bardziej, że kolejna runda odbędzie się 24 czerwca w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie Zmarzlik spędził niemal całe swoje żużlowe życie.
Nawet kiedy jest źle… jest dobrze
W Zmarzliku imponuje mi to, że nawet kiedy teoretycznie coś jest nie tak i są jakieś trudności… on i tak sobie z nimi radzi. Nawet pomimo faktu, że Motor Lublin nie jest najlepszą ekipą polskiej ligi, Zmarzlik i tak jest najlepiej punktującym ligi ze średnią biegową 2,6. Pomimo faktu, że Lejonen Gislaved jest najgorszą drużyną ligi szwedzkiej… Zmarzlik ma drugą średnią w całej lidze – 2,5 punktu na bieg. Ponawiam pytanie – z kim on ma przegrać?