Yugo Camper – tego jeszcze nie było
Autorzy tego niezwykłego projektu postanowili podzielić się z nami wrażeniami z podróży, która miała miejsce pod koniec lutego. Panowie zdecydowali, że na podróż do Słowenii wezmą niemal 50-letnie Yugo. Czy to mogło się udać?
W niepewnych czasach pandemii podróżowanie za granicę i w dodatku samochodem stanowi nie lada wyzwanie. Całe szczęście są jeszcze ludzie, którzy mają poczucie humoru, szalone pomysły i chęci do pracy. Dwóch facetów z Warszawy stwierdziło, że obostrzenia, testy, zamknięte hotele i kontrole na granicach im niestraszne. Wzięli swoje wysłużone Yugo Koral będące tworem jugosłowiańskiej myśli technicznej z końca lat 70 i zrobili z niego kampera.
– Jak się robi z Yugo campera? To proste, potrzebne są deski, paczka wkrętów, dwa zawiasy i podpory budowlane. Potem trzeba to wszystko skręcić i voila! Yugo Camper powstał w żoliborskim garażu w kilka dni i po testach aerodynamicznych uzyskał paszport Polsatu na podróż w nieznane – opowiada nam autor projektu, Michał Zawadzki.
Celem wyprawy były góry Słowenii. Po załadowaniu do boksa dachowego podpór i drabiny dorzucone zostały narty, raki, czekany, kaski i jeszcze trochę alpinistycznego sprzętu. Sama wyprawa Yugiem, które już widziało już i Hiszpanię i Albanię nie była szczególnym wyzwaniem. Trzeba było dorzucić do całej awantury aspekt sportowy by pretekst przejazdu przez kolejne kraje był jasny także dla pograniczników i policji.
Bałkany welcome to!
Tak więc pewnego lutowego wieczora gotowe i nieco przeładowane Yugo Koral ruszyło w podróż na Bałkany. Jeszcze tylko sprawdzenie płynów, wycieków, ładowania i można jechać. Trzynaście godzin później przy niezłej średniej ok 80km/h niepokojone przez służbistów dojechało w Alpy Julijskie gdzie co drugiej osobie szczęka lekko opadała widząc wóz ze swojej młodości i to jeszcze na polskich blachach. Szybko okazało się też, że kamperowanie przy zamkniętych kampingach nie jest do końca legalne ale parkowcy i policja widząc wóz prosili o możliwość zrobienia zdjęcia a nie okazania dokumentu.
Technicznie auto trzymało się nieźle. Co prawda brało lekko olej i gubiło płyn z układu chłodzenia a na dwóch (prawie tysiąc metrowych podjazdach) się przegrzało, to jednak poza tym tylko raz trzeba było pogrzebać przy bezpiecznikach. Stary fiatowski silnik 1,1 dawał radę bardzo dobrze, tak jak i pozostałe podzespoły. Wytrzymał też dach, który dostawał nocami dodatkowe 250 kilo. Czy było warto, chyba tak. Po pierwsze taki projekt to możliwość rozwijania umiejętności technicznych, po drugie daje dużego kopa adrenaliny (w końcu nie zawsze wiadomo czy się dojedzie i wróci) a po trzecie Ci wszyscy ludzie, którzy się uśmiechają na widok Yugo Campera, unoszą kciuki do góry i robią zdjęcia dają dodatkową satysfakcję i motywację do kolejnych szalonych projektów.
Tekst: Michał Zawadzki