To Ferrari jest na sprzedaż
Jeden z zaledwie pięciu istniejących egzemplarzy był ewolucją 288 GTO. Samochód zbudowany zgodnie z przepisami FIA miał być używany do homologacji wejścia Ferrari do wyścigów samochodowych grupy B.
Jednak klasę szybko odwołano po serii tragicznych wypadków, więc Ferrari zrezygnowało po zbudowaniu zaledwie pięciu z 20 homologowanych modeli. Chociaż nigdy nie miał okazji naprawdę się ścigać, wszystko wskazuje na to, że jest imponującą bestią.
Ferrari napędzane jest bowiem silnikiem Tipo F114 CK, który generuje 650 KM, czyli o 60% więcej niż standardowy 288 GTO. Ważący zaledwie 940 kg samochód miał najlepszy stosunek mocy do masy ze wszystkich aut produkowanych w tym czasie i był w stanie rozpędzić się do 370 km/h.
Nie jest to szczególnie piękne…
Jakkolwiek to wszystko nie brzmi imponująco, nadwozie zaprojektowane przez Pininfarinę (z kevlaru i włókna szklanego) przedkładało funkcjonalność nad estetykę. Niektóre pomysły przypominają model F40, ale samochód jest po prostu niezwykle brzydki.
Ten konkretny samochód o numerze podwozia 79888 (4/5) został po raz pierwszy zakupiony przez belgijskiego przemysłowca, który był także prywatnym kierowcą wyścigowym. Startował w Le Mans 15 razy w latach 50., 60. i 70., za kierownicami takich samochodów jak 250 Testa Rossa, 250 LM, 250 GTO czy 330 P4. Od wielu lat samochód był jednak własnością wielu kolekcjonerów, w tym Lawrenca Strolla.
Kawałek historii
Obecnie samochód jest na sprzedaż w Niemczech i przeszedł gruntowną renowację w Padwie. Zajmowała się tym firma, która pomagała przy oryginalnej konstrukcji. Większość łatwo psujących się elementów została wymieniona. Mowa tu m. in. o amortyzatorach, zaciskach hamulcowych, pompie wody, czy obu turbosprężarkach.
To ostatni samochód wyścigowy klasy GT zatwierdzony przez samego Enzo Ferrariego. To oczywiście kawałek wspaniałej historii i niezwykle ważne ogniwo marki. Ale musicie przyznać, że jest też wyjątkowo brzydkie. Chociaż, z drugiej strony…