Ta Skoda Felicia wygląda (i jest) idealnie
Jeśli myślisz, że te zdjęcia pochodzą z sesji zdjęciowej do portfolio czeskiego producenta z lat 90, to jesteś w błędzie. To aktualne zdjęcia, na których widnieje Skoda Felicia w niezwykłej specyfikacji z jeszcze bardziej niezwykłą historią.
Nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że nowoczesna Skoda Felicia zmotoryzowała postkomunistyczne Czechy. Auto zostało zbudowane na bazie rewolucyjnego Favorita i było swego rodzaju łącznikiem między przestarzałymi samochodami z Czechosłowacji, a nowoczesnymi samochodami „z zachodu”.
Skoda Felicia na tamte czasy była właściwie idealnym pojazdem. Była wystarczająco przystępna cenowo, aby zwykli ludzie mogli sobie na niego pozwolić. Była również wystarczająco pojemna i nowoczesna. W miarę bezpieczna i rozsądnie wyposażona.
Dziś na próżno jej szukać na naszych drogach
Czesi wyprodukowali grubo ponad milion sztuk i większość z nich znalazła swoich odbiorców. Dziś jednak na próżno szukać takich samochodów, nie mówiąc już o egzemplarzach w ładnym stanie. Felicia nie była zbyt odporna na korozję, więc czas zmył te samochody z naszego krajobrazu. Ale na szczęście nie wszystkie.
Istnieją wyjątki, które jednak zazwyczaj są bardzo drogie. Egzemplarz ten pochodzi z 1999 roku i przez całe swoje życie pozostawał w rękach pierwszego właściciela. Ten – urodzony w 1938 roku – kupił samochód na emeryturę w wieku 61 lat. Przez 24 lata garażowania samochód głównie jednak stał w garażu.
Silnik od Volkswagena i śmiesznie niska cena
Kombi w oryginalnym stanie i w dość bogatej specyfikacji z silnikiem 1.6 MPI od Volkswagena i wyposażeniem GLX przejechało zaledwie 27 950 kilometrów. Do tego mamy pełną historię serwisową do stanu sprzed 400 kilometrów (wymiana oleju). Wychodzi na to, że samochód przejeżdżał tylko nieco ponad 1000 kilometrów rocznie.
Niemiecki właściciel wystawił swoją perełkę za jedyne 2600 euro, czyli około 12 000 zł. Wydaje się to bardzo rozsądną ceną za praktycznie nową Felicię. Samochód może doskonale posłużyć jako wspomnienie lat 90., a być może nawet muzeum nie pogardziłoby takim okazem. Jeśli ktoś odpowiednio o niego zadba, za kilka lat może zbić na nim fortunę.