Niezbyt lubiany Belg
Gdyby wśród polskich kibiców zrobić sondę na najbardziej lubianego kierowcę WRC, Thierry Neuville nie zająłby w niej raczej zbyt wysokiego miejsca. I w sumie to nie wiadomo dlaczego. Zawsze był przecież szybki, elokwentny i raczej miły, czego na przykład nie można powiedzieć na przykład o Tanaku, który cieszy się przecież wśród fanów rajdów ogromną estymą.
Być może na ten dość fałszywy obraz wpływ miało to wieloletnie czekanie Belga na upragniony tytuł. Wszak od jego debiutu w Rajdowych Mistrzostwach Świata do dziś minęło ponad 15 lat. W tym czasie aż pięciokrotnie kończył sezon na drugim miejscu, ale nigdy nie udało mu się sięgnąć po mistrzostwo świata.
Przełom w M-Sporcie
Cofnijmy się do 2013 roku. Thierry Neuville miał wówczas 25 lat i był już w miarę doświadczonym kierowcą. Miał za sobą dwa sezonu w nieistniejącym już cyklu Intercontinental Rally Challenge, a w 2012 roku dołączył do juniorskiego zespołu Citroena, gdzie już za sterami DS3 WRC zdobywał szlify w mistrzostwach świata.
Przełomowy w karierze Thierry’ego Neuville’a był właśnie ten 2013 rok, gdy znalazł się w szeregach słabo doinwestowanego zespołu M-Sportu. Po wielu tłustych latach, ekipa Malcolma Wilsona straciła nie tylko oficjalne partnerstwo Forda, ale też prężnych sponsorów w postaci koncernu paliwowego BP i olejowej spółki-córki, czyli Castrola.
Pomocną dłoń wyciągnął jednak do M-Sportu Nasser Al-Attiyah i już pod banderą Qatar WRC, Brytyjczycy mogli przystąpić do tego jakże trudnego sezonu. W Monte Carlo Neuville urwał koło i nie dotarł do mety, co nie było dobrą wróżbą na przyszłość.
Karta odwróciła się jednak w drugiej części roku, gdy Belg aż cztery razy z rzędu zajął drugie miejsce i – co było ogromnym zaskoczeniem – w końcowym rozrachunku przegrał tylko z Sebastienem Ogierem. Zostawił jednak za sobą innego kierowcę Volkswagena, Jariego-Mattiego Latvalę i zbliżającego się do końca kariery, lidera zespołu Citroena, Mikko Hirovonena.
Thierry Neuville wierny Hyundaiowi
W tamtym czasie zaczął się już formować fabryczny team Hyundaia, który za swoją bazę wybrał niemieckie Alzenau. Rozmach, z jakim koreańska ekipa miała zamiar wejść do mistrzostw świata robił wrażenie. Natomiast wyselekcjonowanie Neuville’a na pierwszego kierowcę był naturalnym wyborem.
W grudniu 2013 roku miałem okazję uczestniczyć w prezentacji teamu Hyundaia, która odbyła się pod Frankfurtem. Obok Neuville’a, drugim kierowcą i20 WRC był Dani Sordo. Co ciekawe, od tego czasu minęło 11 lat, a obaj nadal reprezentują barwy koreańskiej ekipy.
Pamiętam, jak w tamtym czasie Neuville ostrożnie podchodził do swoich szans na mistrzowski tytuł. Miał bowiem z tyłu głowy potencjał, jaki drzemał w zespole Volkswagena. Ekipa VW Motorsport w tamtym czasie był po prostu nie do pokonania.
Pierwsza wygrana
W niedzielę 24 sierpnia 2014 roku spełniło się jednak marzenie Thierry’ego i wspólnie z Nicolasem Gilsoulem wygrał Rajd Niemiec. Było to ich pierwsze zwycięstwo w Rajdowych Mistrzostwach Świata, a na powtórzenie tego sukcesu musieli czekać do Rajdu Sardynii 2016.
Za plecami Ogiera
Od tamtej pory zaczęła się osobista walka Thierry’ego z Sebastienem Ogierem. Niestety dla Belga, to Francuz za każdym razem wychodził z niej zwycięsko. I nieważne czy jeszcze w Volkswagenie, czy już w Fordzie – Ogier zawsze był lepszy.
Gdy w 2019 Seb postanowił przesiąść się z Fiesty WRC do Citroena, który niestety nie słynął z niezawodności, pojawiła się realna szansa na tytuł. No ale wtedy na przeszkodzie stanął Ott Tanak, a Belg zakończył sezon na drugim miejscu. Na osłodę zostało wywalczenie dla Hyundaia mistrzostwa wśród producentów.
Po wycofaniu się Citroena z WRC i przejściu Ogiera do ekipy Toyoty mieliśmy powtórkę z rozrywki, gdy Francuz zapowiedział ograniczenie startów, do głosu doszedł Kalle Rovanpera, który był niepokonany w sezonach 2022 i 2023.
Wykorzystać szansę
I wreszcie przyszedł rok 2024, a wraz z nim rewolucja w systemie punktacji. Równie istotny był niepełny program Rovanpery i Ogiera. Już przed rozpoczęciem tego sezonu mówiło się, że Neuville ma życiową szansę na zdobycie upragnionego tytułu.
Pierwszy krok w tym kierunku zrobił wygrywając w pełni zasłużenie Rajd Monte Carlo, a później było już tylko lepiej. Belg konsekwentnie realizował swój plan, do bólu wykorzystując nową punktację.
W połowie roku wydawało się, że na drodze ponownie może mu stanąć Sebastien Ogier. Ten bowiem zapowiedział, że do końca sezonu wystartuje już we wszystkich rajdach.
To jednak nie zrobiło większego wrażenia na Thierrym. Belg jechał swoje, a po niewytłumaczalnych wręcz błędach Ogiera, przed Rajdem Japonii miał bardzo komfortową sytuację.
I wtedy przyszedł piątkowy etap finałowej rundy mistrzostw świata. W Hyundaiu i20 N Rally1 z numerem 11 zaczął szwankować silnik i Belgowie cudem dojechali do mety.
Gdy w niedzielę z trasy wypadł Ott Tanak stało się pewne, że to Thierry Neuville i Martijn Wydaeghe sięgną po mistrzowski tytuł. Przy okazji okazało się, że zdobyliby go niezależnie czy funkcjonowałby nowy czy stary system punktacji.