Verstappen jednak mistrzem F1 po raz czwarty?
Był taki moment w tym sezonie F1, kiedy notowania Maxa Verstappena w walce o mistrzostwo świata zdecydowanie zmalały. Holender nie wygrał wyścigu grand prix od czasu rundy w Hiszpanii w czerwcu. Począwszy od swojego domowego Grand Prix Holandii przez cztery kolejne rundy za każdym razem wywoził z weekendu mniej punktów od Lando Norrisa. Natomiast wydaje mi się, że na tę pogoń jest już za późno. Z każdą kolejną rundą mistrzostw świata tytuł dla kogokolwiek innego, niż Holender, wydaje się coraz mniej prawdopodobny. Tutaj musiałby się wydarzyć cud. Największy comeback w historii Formuły 1. Jednak na to się w tym momencie nie zapowiada.
Do końca sezonu pozostało pięć weekendów z F1. W trakcie dwóch rozegrany zostanie również sprint. Oznacza to, że do zdobycia pozostało wciąż maksymalnie 146 punktów. Jednocześnie matematyczne szanse na tytuł ma aż pięciu kierowców. Są to Max Verstappen, Lando Norris, Charles Leclerc, Oscar Piastri i Carlos Sainz. Problem w tym, że drugi Norris do prowadzącego Verstappena traci aż 57 punktów. Oznacza to, że w trakcie każdego weekendu Brytyjczyk musiałby odrabiać średnio 11,4 punktu, aby zrównać się z Holendrem. A to oznacza, że podczas tradycyjnego weekendu F1, takiego bez sprintu, przy zwycięstwie Norrisa i punkcie za najszybsze okrążenie, Verstappen musiałby znaleźć się na miejscu 4. lub gorszym.
Wydaje się to nierealne
W Teksasie Norris stracił do Verstappena 5 punktów. W Singapurze odrobił 7, w Azerbejdżanie 3, we Włoszech 8, w Holandii również 8… Problem w tym, że na przestrzeni całego sezonu 2024 Brytyjczyk tylko raz pokonał o minimum 11 punktów swojego rywala. Doszło do tego w Australii. Wyłącznie dlatego, że Verstappen miał problemy z hamulcami i nie ukończył wyścigu. W żadnej z pozostałych 18 rund tego sezonu Lando nie pokonał Maxa o więcej, niż 11 punktów. Ta statystyka na dobrą sprawę powinna całkowicie zamknąć temat walki o mistrzostwo świata.
W przypadku Charlesa Leclerca jakiekolwiek aspiracje do walki o mistrzostwo tym bardziej brzmią jak kompletna bzdura. Monakijczyk traci lidera mistrzostw świata 79 punktów. Oznacza to, że podczas każdego weekendu musiałby pokonywać Verstappena o średnio 15,8 punktu, aby się z nim zrównać na koniec sezonu. Taka sztuka udawała mu się w tym sezonie trzykrotnie. Natomiast… jeszcze cześciej Leclerc miał problemy, które w praktyce uniemożliwiają mu teraz walkę o tytuł. Jak już wspomniałem – wydaje się, że na jakąkolwiek pogoń jest już zdecydowanie za późno.
Red Bull ma problemy. I co z tego?
Red Bull ma co prawda poważne problemy ze swoim bolidem. Natomiast wciąż jest to maszyna, która pozwala na walkę o podium. Może nawet o zwycięstwa. Jednocześnie ani McLaren, ani tym bardziej Ferrari, nie ma pozycji dominatora. To nie jest tak, że cokolwiek by stajnia z Woking nie zrobiła i tak będą wygrywać. Nie. Mamy walkę trzech, czasami czterech różnych zespołów. Jeden mały błąd i nie ma cię nawet w walce o podium. Na korzyść Verstappena działa też fakt, że gonić chcą wszyscy. Raz więcej punktów wywiezie ktoś z Ferrari, raz ktoś z McLarena… Oni wzajemnie odbierają sobie punkty i jednocześnie grają na korzyść Holendra.
Zresztą, mam takie wrażenie, że ani Lando, ani Charles, nie są jeszcze gotowi na walkę o tytuł. Jednemu i drugiemu zdarzają się błędy rodem z serii juniorskich. Ile to razy Verstappen ogrywał ich jak dzieci? Ile razy panowie zostawiali mu otwarte drzwi i wpuszczali przed siebie, chociażby na dojeździe do pierwszego zakrętu na starcie wyścigu? Doszliśmy do momentu, w którym pole position nie oznacza ani dla Leclerca, ani dla Norrisa, absolutnie żadnej korzyści. Tak czy inaczej do pierwszego zakrętu jako lider wjeżdża Verstappen. Brak tu zdecydowania, agresji, walki. W Teksasie było to samo. Co z tego, że Norris ruszył z pole position, skoro Verstappen wyprzedził go już w pierwszym zakręcie?
Verstappen dominatorem w F1
Dlatego mimo wszystko uważam, że kwestia mistrzostwa wśród kierowców jest już rozstrzygnięta. Po pierwsze, ani Lando Norris ani Charles Leclerc nie mają pakietu, który pozwalałby im na seryjne zwycięstwa i ogrywanie Maxa Verstappena o kilkanaście punktów co weekend. Po drugie, Ferrari i McLaren wzajemnie będą sobie odbierać punkty. Razem z Red Bullem i Mercedesem. Wreszcie, po trzecie, Verstappen na torze jest niemalże nie do wyprzedzenia. Jest kierowcą, który wjedzie w najmniejszą lukę i wykorzysta każdy błąd rywala, a później będzie dla niego największym koszmarem.
Zdjęcie wyróżniające: Zak Mauger / LAT Images / F1 Press Area Pirelli