Zmiana warty w F1 jest faktem
Red Bull nie jest już najszybszym zespołem w stawce F1. Pora powiedzieć to sobie otwarcie. Ba – są tory, na których stajnia z Milton Keynes jest trzecią, albo nawet czwartą siłą. Jeszcze na początku lutego po takich słowach każdy kibic Formuły 1 pęknąłby ze śmiechu. Aktualnie jest to jednak stan faktyczny. To, że Max Verstappen jest liderem w klasyfikacji kierowców i to, że Red Bull wciąż liczy się w walce o mistrzostwo wśród konstruktorów, to wyłącznie zasługa geniuszu Maxa. Maxa, który jednocześnie staje się „starym” Maxem. Tym, który nie trzyma ciśnienia i zaczyna popełniać błędy.
Max Verstappen jest liderem mistrzostw świata. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że w tym sezonie dowiezie swój kolejny tytuł. Ten pociąg już odjechał. Pokazało nam to chociażby wczorajsze Grand Prix Węgier. McLaren jadący po podwójne zwycięstwo chciał zachować się „fair” i kazał Lando Norrisowi przepuścić Oscara Piastriego. Australijczyk wygrał tym samym swój pierwszy wyścig w F1. No i fajnie. Rzecz w tym, że gdyby McLaren wierzył w to, że wciąż można dogonić Verstappena, to nigdy by się na to nie zdecydował. Zresztą sam Lando też nie przepuściłby swojego kolegi, jeśli realnie uważałby, że będzie w stanie dogonić w tym sezonie Holendra.
Tu jest zupełnie inaczej
Wydaje mi się, że McLaren skupił się na tym, co realne, czyli na walce o mistrzostwo świata wśród konstruktorów. Tutaj Red Bull ma już przewagę zaledwie 51 punktów nad swoimi głównymi rywalami. Użyłem słowa „zaledwie”, bo analizując to, co działo się w ostatnich wyścigach, jest to żadna przewaga. McLaren jest aktualnie najmocniejszą siłą w stawce i podwójne zwycięstwo w Węgrzech tylko to potwierdziło. Wydaje się, że mocniejszy pakiet od Red Bulla ma aktualnie również Mercedes. Na niektórych torach lepsze jest też Ferrari. W dodatku, McLaren, Mercedes i Ferrari mają dwóch świetnych, równych kierowców. Red Bull nie może powiedzieć tego samego.
Problem w tym, że Sergio Perez od miesięcy jest po prostu bardzo słaby. Meksykanin popełnia błąd za błędem i co rusz rozbija swój bolid. W pojedynkę Max Verstappen nie będzie w stanie przeciwstawić się McLarenowi. Nie ma takiej możliwości. Zresztą… Red Bull nie ma już tempa do tego, aby wygrywać sobie wyścig za wyścigiem bez większego wysiłku. Ta era już się skończyła. Z ostatnich trzech grand prix, Red Bull nie wygrał żadnego. Z ostatnich sześciu wygrał tylko dwa. To wciąż mocny zespół – ale już nie najmocniejszy. Pojawiły się problemy. Co gorsza, one się pogłębiają.
Rynek transferowy oszaleje
W nadchodzący weekend odbędzie się Grand Prix Belgii. Po nim zespoły udadzą się na przerwę wakacyjną, która potrwa prawie miesiąc. Wydaje mi się, ze podczas tej przerwy w światku F1 wiele może się zmienić. Przede wszystkim, będę bardzo zdziwiony, jeśli podczas Grand Prix Holandii drugim kierowcą Red Bulla nadal będzie Sergio Perez. Natomiast w tym momencie należy sobie zadać pytanie, czy w kolejnym sezonie w ekipie z Milton Keynes nadal będzie też Max Verstappen?
Frustracja Holendra rośnie. On zdaje sobie sprawę z tego, że Red Bull nie ma już najlepszego bolidu w stawce. Cały czas unosi się też nieprzyjemny zapach afery, która rozegrała się na samym początku sezonu. Trwają tarcia pomiędzy szefem ekipy Christianem Hornerem i ojcem Maxa, czyli Josem. Coraz głośniejsze są też plotki o rozmowach Verstappenów z Mercedesem. To wszystko koniec końców zaczyna się układać w jakąś spójną całość. Owszem – Christian Horner pokazał, że ma w tym zespole władzę absolutną. Problem w tym, że wkrótce może się okazać, że będzie miał w składzie zawodników, którzy nie zagwarantują mu nawet walki o podia.
Zdjęcie wyróżniające: Andy Hone / LAT Images / Pirelli