Hamilton w Ferrari. Nieprawdopodobne
Luty zaczął się w światku Formuły 1 od prawdziwego trzęsienia ziemi. O poranku niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wieść o tym, że Lewis Hamilton miał podpisać już kontrakt ze stajnią Ferrari. Wobec tego oficjalne ogłoszenie i potwierdzenie tej informacji wydaje się zaledwie kwestią czasu. Początkowo podejrzewano, że jest to kaczka dziennikarska, która ma odwrócić uwagę od absurdalnego oświadczenia Formuły 1 dotyczącego odrzucenia kandydatury zespołu Andretti. Natomiast z czasem coraz większe i poważniejsze media zaczęły potwierdzać, że coś jest na rzeczy.
W zasadzie, to te największe media postawiły sprawę jasno – umowa została podpisana i jej ogłoszenie jest kwestią czasu. Wkrótce do sieci dostała się informacja, że szef ekipy Mercedesa Toto Wolff wraz z Jamesem Allisonem zwołali spotkanie z pracownikami stajni z Brackley. Spotkanie miało to na celu wytłumaczenie pracownikom całej sytuacji. Z nieoficjalnych doniesień wiadomo, że podczas tego spotkania Wolff miał potwierdzić, że Hamilton rzeczywiście odejdzie z Mercedesa po zakończeniu sezonu 2024. Pozwala na to klauzula w jego umowie.
Trzęsienie ziemi w Mercedesie i całej F1
Medialne doniesienia mówią o tym, że Hamilton o swojej decyzji poinformował Wolffa wczoraj wieczorem. Austriak był tym faktem zaskoczony. Toto zwołał spotkanie z pracownikami zespołu, aby przekazać im tę informację osobiście. Nie chciał, aby dowiedzieli się tego dopiero z mediów. Wydaje się, że sprawa jest przesądzona. Nie jestem w stanie uwierzyć w to, że głosy z tak wielu różnych źródeł się mylą i że jest to wyłącznie próba przykrycia sprawy z Andrettim. O ile o poranku mogło się tak wydawać, teraz sprawa jest o wiele jaśniejsza.
Ba – dowiadujemy się, że oficjalne ogłoszenie może mieć miejsce nawet jeszcze dzisiejszego wieczora, w okolicach godziny 20:00. Od pewnego czasu mówiło się o tym, że nowy kontrakt z Ferrari podpisał Charles Leclerc… natomiast wciąż swojej umowy nie ma Carlos Sainz. Eksperci i kibice zastanawiali się, co to oznacza? Tak czy inaczej, przecież to dopiero luty, sezon 2024 nawet się jeszcze nie zaczął. Ileż to razy nowe umowy były podpisywane w sierpniu, albo wrześniu? Przecież to norma, więc nikt nie podejrzewał, że może dojść do takiej sytuacji.
To przeznaczenie?
Pogłoski o przenosinach Hamiltona do Ferrari pojawiały się od lat. Zawsze gdzieś tam był ten temat – on istniał, nigdy nie zniknął. Były takie wypowiedzi Lewisa, z których można było wywnioskować, że jest to jego marzeniem. Zawsze odnosił się do Ferrari z ogromnym szacunkiem. Twierdził, że jazda dla stajni z Maranello to w zasadzie marzenie każdego kierowcy. Na słowo Ferrari pojawiał się u niego błysk w oku. Ale nie było jasnym, na ile taki scenariusz jest w istocie realny. Traktowaliśmy to być może trochę z przymrużeniem oka.
Tymczasem… wychodzi na to, że wszystko się już dokonało. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią o tym, że Lewisa w przyszłym sezonie oglądać będziemy w czerwonym kombinezonie, w czerwonym bolidzie. I to w ostatnim sezonie z aktualnymi konstrukcjami. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby od 2026 roku nową siłą dominującą w stawce było jednak Ferrari? Nie mam wątpliwości, że Hamilton będzie w Maranello po to, aby zmaksymalizować takie prawdopodobieństwo. Zresztą przecież słyszy się o tym, że na transfer bardzo mocno naciskał sam John Elkann, czyli prezes m.in. marki Ferrari. To on osobiście miał prowadzić rozmowy z Lewisem. Niesamowite – to naprawdę się dzieje!