Kto w tej sytuacji ma pierwszeństwo?
Nie mam wątpliwości co do tego, że każdy z was – kierowców – doświadczył kiedyś takiej sytuacji. Jest ona w pewnym sensie i śmieszna… i trochę zatrważająca. Potwierdza fakt, że Polacy nie do końca znają się na przepisach ruchu drogowego. Części nie znają, część już zapomnieli, części nie rozumieją… a z częścią się po prostu nie zgadzają. Zazwyczaj słyszymy tylko narzekanie. Ten przepis jest zły, ten zły i tamten też. Rzadko zdarza się, że ktoś mówi – o tak, to jest bardzo dobry przepis!
Wyobraźcie sobie, że podjeżdżacie do skrzyżowania. O czym wtedy myślimy? Jeśli obowiązuje tam sygnalizacja świetlna, to wiadomo co robić. Możemy jechać wtedy, kiedy mamy zielone światło. Jeśli mamy czerwone, to stoimy. Problemów nie ma też w sytuacji, w której – dla przykładu – wyjeżdżamy z drogi podporządkowanej na drogę główną. Tym bardziej, że umiejscowione są tam znaki. Wiemy, że musimy poczekać na włączenie się do ruchu. Natomiast co wtedy, kiedy nie ma ani sygnalizacji, ani znaków… a żadna z dróg nie jest drogą z pierwszeństwem?
Wtedy zaczyna się problem. Wszyscy stoją i patrzą sobie w oczy, bo nikt nie ma pojęcia, kto powinien się pierwszy ruszyć. Z całą pewnością znacie taką sytuację i pewnie sami braliście w niej kiedyś udział. Wtedy w aucie pada zazwyczaj nerwowe – kto ma pierwszeństwo? Kto ma jechać pierwszy? Mam mu ustąpić, czy jechać? Wszyscy stoją i czekają na pierwszego odważnego, który się ruszy. Problem zaczyna się wtedy, kiedy ruszają wszyscy na raz. Kompletnie nie mamy pojęcia jak się zachować w takiej sytuacji. Ale co z ustąpieniem pierwszeństwa, kiedy jest to oczywiste?
Nie zgadzamy się z tymi przepisami?
„W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż jednym pasem ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy pasem ruchu z powodu wystąpienia przeszkody na tym pasie ruchu lub jego zanikania, kierujący pojazdem poruszający się sąsiednim pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasa ruchu umożliwić jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów, znajdującym się na takim pasie ruchu, zmianę tego pasa ruchu na sąsiedni, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy” – mówi Art. 22. ust. 4a. ustawy Prawo o ruchu drogowym.
„W warunkach znacznego zmniejszenia prędkości na jezdni z więcej niż dwoma pasami ruchu w tym samym kierunku jazdy, w przypadku gdy nie istnieje możliwość kontynuacji jazdy dwoma pasami ruchu z powodu przeszkód na tych pasach ruchu lub ich zanikania, jeżeli pomiędzy tymi pasami ruchu znajduje się jeden pas ruchu, którym istnieje możliwość kontynuacji jazdy, kierujący pojazdem poruszający się tym pasem ruchu jest obowiązany bezpośrednio przed miejscem wystąpienia przeszkody lub miejscem zanikania pasów ruchu umożliwić zmianę pasa ruchu jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z prawej strony, a następnie jednemu pojazdowi lub jednemu zespołowi pojazdów z lewej strony” – dodaje Art. 22. ust. 4b. tejże ustawy.
Pamiętasz o tym?
I mam wrażenie, że my w dalszym ciągu albo nie rozumiemy tych przepisów, albo celowo nie chcemy ich stosować. To oczywiście popularna jazda na suwak. Kierowcy bardzo często mają z tym problem. Ci pierwsi chcą wbijać się na drugi pas daleko przed wystąpieniem przeszkody, co jest błędem. Powinni dojechać pod samą przeszkodę i tam tworzy się suwak. Drudzy często niechętnie chcą w ogóle ich wpuścić. Ci, którzy chcą włączyć się do ruchu, mają pierwszeństwo. Ale niektórzy kierowcy tego pierwszeństwa nie uznają.
Nadal istnieje taki światopogląd, że „przecież widać, że pas się kończy, więc trzeba się ustawić od razu w kolejce i grzecznie czekać”. Każdy, kto jedzie pasem, na którym ruch będzie zanikał, jest „cwaniakiem, który chce wszystkich wyprzedzić i nie chce zaczekać tak jak inni”. Więc złośliwcy albo nie chcą wpuszczać na swój pas, albo wręcz blokują oba pasy – tak, aby przypadkiem nikt nie przejechał i nikt nie wyprzedził stojących grzecznie w kolejce i czekających.
Oczywiście tacy ludzie zazwyczaj szybko tego żałują. W dobie kamerek obecnych niemal w każdym samochodzie, wystarczy jedno nagranie wysłane na policję. Teoretycznie wystarczyłaby sama obecność policji w takim miejscu, ale to oczywiście nie zawsze jest możliwe. Nagranie wystarczy. Taki „szeryf” natychmiast pożałuje swojego zachowania. Przepisy mówią o obowiązku jazdy na suwak w konkretnych okolicznościach i nie ma z tym żadnej dyskusji. „Szeryfowie” ukarani zostaną mandatami i na tym się skończy cała historia.