Sam rajd rozpoczął się w Pruszkowie, gdzie przy jednej z galerii handlowych po raz drugi rozegrano widowiskowy, wieczorny superoes z wjazdem po parkingu na dach centrum. Od razu od najlepszego czasu rozpoczęli Miko Marczyk z Szymonem Gospodarczykiem, więc – można powiedzieć – wszystko zgodnie z planem. Załoga ORLEN Team podczas całego rajdu przegrała tylko jedną próbę, bowiem na drugim przejeździe próby Tor Słomczyn pokonali ich Wojtek Chuchała z Sebastianem Rozwadowskim.
Sam rajd pod nieobecność załogi Kajetanowicz / Szczepaniak wręcz musiał zakończyć się zwycięstwem Marczyka i Gospodarczyka. Drugie miejsce zajęli Chuchała z Rozwadowskim, ale tuż za nimi obserwowaliśmy dwie załogi, których w tym miejscu na pewno byśmy się nie spodziewali. Kapitalną Barbórkę zaliczyli bowiem Marek Nowak z Adamem Grzelką – którzy skompletowali podium oraz Grzegorz Bonder z Kamilem Hellerem, którzy do podium stracili zaledwie 4,71 s. Obecność tych załóg w czołówce mogła dziwić, ale była pierwszą z wielu niespodzianek tego dnia.
Bo kiedy już Barbórka się zakończyła, nadeszła pora na to, na co wszyscy czekali najbardziej, czyli Ogólnopolskie Kryterium Asów na ulicy Karowej. Tam faworyt mógł być tylko jeden – duet Marczyk / Gospodarczyk. Oni przez trzy poprzednie edycje plasowali się notorycznie na drugiej pozycji, tuż za Kajetanowiczem i Szczepaniakiem. Wydawało się, że pod nieobecność rekordzistów imprezy to właśnie załoga ORLEN Team jest głównym faworytem do zwycięstwa.
Szok na Karowej…
Natomiast w powietrzu dało się wyczuć niezwykłą ekscytację. Nagle – pod nieobecność rekordzistów – stawka poczuła, że to jest ich moment. Wszyscy nastawili się na walkę i uwierzyli, że to może być ich wielka chwila. Ich okazja, którą trzeba wykorzystać teraz… bo kolejnej – tak dogodnej – może już nie być. Kto teoretycznie mógł zagrozić Marczykowi i Gospodarczykowi?
Wśród grona tych, którzy mogli powalczyć, z całą pewnością byli Chuchała i Rozwadowski, którzy jako jedyni pokonali załogę ORLEN Team podczas rajdu. Z całą pewnością nikt nie mógł lekceważyć Michała Ratajczyka z Jędrzejem Szcześniakiem. Oni w przeszłości poznali już kilka razy smak podium na Karowej i z całą pewnością nikt nie mógł ich zlekceważyć. Byli też Łukasz Byśkiniewicz z Adamem Jędraszkiem. Ta dwójka także wiedziała, jak smakuje podium na Karowej. Wydaje się, że spośród tych załóg typowaliśmy pierwszą trójkę Karowej… chociaż Bonder i Nowak podczas rajdu też prezentowali dobre tempo…
Ostatecznie Karową wygrał… Warszawiak. „Byśki” w końcu spełnił swoje wielkie marzenie i wygrał w domu. Muszę przyznać, że to niesamowita historia. Łukasz od lat podchodził do Barbórki i do samej Karowej w sposób szczególny. Opowiadał często kiedy jako dzieciak przychodził w to miejsce i nie mógł wyjść z zachwytu nad tym, co robią kierowcy. Był to też rajd szczególny, bo duchem w samochodzie był też na pewno Zbyszek Cieślar. Nie mam wątpliwości, że „Byśki” chciał to zrobić też dla niego. Dla swojego przyjaciela, z którym pokonał tak wiele oesowych kilometrów i z którym doskonale dogadywał się również poza samochodem rajdowym. To zwycięstwo ma wymiar szczególny bo łączy w sobie spełnienie dziecięcych marzeń, a jednocześnie hołd oddany bądź co bądź bliskiej osobie…
Co dalej?
Marczykowi i Gospodarczykowi do zwycięstwa zabrakło 0,18 s i szczerze mówiąc nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek o zwycięstwie na Karowej zadecydowała tak niewielka różnica. Nie mam wątpliwości co do tego, że na nich też przyjdzie kiedyś pora i kto wie – być może wkrótce to oni będą wygrywać w Warszawie cyklicznie, bijąc wszystkie możliwe rekordy. Podium uzupełnili Jarosław Szeja i Marcin Szeja. Po tym dosyć trudnym sezonie i ciągłej pogoni za wymarzonym podium, pudło na Karowej musiało dla nich smakować w sposób szczególny.
Ale chciałbym zwrócić uwagę na kilka innych załóg, których również chciałbym określić mianem małych bohaterów – i całej Barbórki i Karowej. Jazda, którą prezentowali Piotr Parys i Andrzej Górski przez długi czas będzie śniła się kibicom. A zaczęło się już od parkingu w Pruszkowie, gdzie ślimak pokonali tak, jakby za dużo naoglądali się „Tokyo Drift”. Naprawdę, jazda Parysa Juniora mogła imponować. Kapitalna technika, doskonałe czucie auta i linii przejazdu – ale czego spodziewać się po kierowcy, który święcił tak duże sukcesy w wyścigach… i to na arenie międzynarodowej.
Na ogromne brawa zasłużyli też Kacper Terlikowski i Patryk Rybarczyk. Załoga poczciwą Subaru Imprezą GT zajęła na Karowej 5. miejsce, tracąc do zwycięzców ledwie 2,21 s. Były takie lata na Karowej, gdzie taka strata zapewniłaby podium. Nie mogę nie wspomnieć też o tym, jak ogromną robotę wykonali Adam Sroka z Patrykiem Kielarem. Samochodem klasy Rally3 notorycznie wbijali się między auta klasy Rally2. Na Karowej do zwycięzców stracili ledwie 2,68 s. W rajdzie, gdyby nie 10-sekundowa kara, zajęliby… 4. miejsce, ze stratą nieco ponad 2 sekund do podium. Sroka nie od dziś pokazuje, że jest piekielnie szybki. Ale ta Barbórka… czapki z głów, panie Adamie.