Krzysztof Hołowczyc w Hollywood? Było o włos!
Krzysztof Hołowczyc to z całą pewnością najbardziej rozpoznawalny kierowca rajdowy w Polsce. Znają go wasi rodzice, dziadkowie, dzieci i wujkowie. Kierowca urodzony w 1962 roku w Olsztynie zasłynął ze zdobycia tytułu mistrza Europy w 1997 roku. Ale na naszym krajowym podwórku był dobrze znany kibicom już wcześniej. W latach 1995, 1996 i 1999 sięgał bowiem po mistrzostwo Polski za kierownicą takich samochodów jak Toyota Celica, czy Subaru Impreza.
Popularny „Hołek” zaliczył także wiele startów w Rajdowych Mistrzostwach Świata, w międzyczasie romansując z Rajdem Dakar. Na pustyni po raz pierwszy wystartował w 2005 roku, a 10 lat później stanął na najniższym stopniu podium tej najtrudniejszej imprezy motosportowej.
Jak wspomina na swoim Facebooku Krzysztof Hołowczyc, jego losy mogły potoczyć się jednak zupełnie inaczej.
Był rok 1988…
Krzysztof Hołowczyc: – W 1988 roku dostałem propozycję startów w barwach jedynego wówczas w Polsce, zespołu fabrycznego FSO SPORT. Właśnie przygotowywałem się do wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, gdzie zaproponowano mi szkolenie i pracę w charakterze kaskadera w słynnej wytwórni filmowej Paramount Pictures. Jednak rajdowa pasja zwyciężyła. Zrezygnowałem z hollywoodzkiej przygody, zostałem w kraju i ścigałem się dalej. Przygody z fabrycznym A-grupowym Polonezem 1600 i Polonezem 1500 Turbo to temat na długą opowieść.
Aż chce się powiedzieć – całe szczęście! Nie wiemy (i wolimy nie myśleć), jak wyglądałyby polskie rajdy gdyby Hołek zdecydował się wówczas na wyjazd do USA. Żaden inny kierowca rajdowy „po nim” nie mógł cieszyć się z tak dużej popularności, a przecież utalentowanych zawodników nam nie brakuje. Jak zauważają internauci, to musiała być dla Hołka trudna decyzja, choć… czy na pewno?