Lewis Hamilton w dalszym ciągu nie postanowił, czy powróci do ścigania w F1 w sezonie 2022. Co prawda Brytyjczyk przerwał swoje wielotygodniowe milczenie w mediach społecznościowych, natomiast miało to wyłącznie związek z dwoma kwestiami. W pierwszej z nich poinformował o kolejnej akcji jego fundacji, w drugiej złożył chińskim kibicom życzenia szczęśliwego nowego roku.
A co z kwestiami sportowymi? Zagraniczne portale twierdzą, że Hamilton postawił FIA kilka warunków. Zarówno Brytyjczyk, jak i Mercedes, mają domagać się od FIA konkretnych wyjaśnień odnośnie finałowych okrążeń Grand Prix Abu Zabi. Michael Masi popełnił tam błąd, którego w żaden sposób nie da się wytłumaczyć. Mercedes i Hamilton chcą zobaczyć coś namacalnego z dochodzenia prowadzonego przez FIA. Na ten moment nie ma z tego dochodzenia niczego.
Powiedzmy sobie wprost – nie możemy się dziwić temu, że Mercedes domaga się wytłumaczenia. Michael Masi popełnił w Abu Zabi błąd. Może nawet kilka błędów. Sam zgotował sobie taki los – jedna zła decyzja prowadziła do kolejnej. Jaki był finał tego wszystkiego – dobrze wiemy. Nasze odczucia, czy emocje, w związku z tym kto wygrał ten tytuł, nie mają tu żadnego znaczenia. Fakt jest jasny – Masi się pomylił. Zresztą nie pierwszy raz.
Masi pożegna się ze stanowiskiem?
Na portalu „Cyrk F1” przeanalizowano kadencję Australijczyka, który został dyrektorem wyścigowym F1 po nagłej śmierci Charliego Whitinga. W trakcie tych kilku sezonów popełniał kuriozalne błędy i podejmował kontrowersyjne decyzje. Ciągłe zamieszanie z limitami toru, brak konsekwencji w poszczególnych decyzjach, Grand Prix Belgii, którego nie było, kuriozalne negocjacje w trakcie GP Arabii Saudyjskiej, porządkowi na torze podczas Grand Prix, dźwig na torze podczas kwalifikacji itd. – wylicza „Cyrk F1” jego największe wpadki. Masi mylił się na potęgę. W żadnym momencie nie stał się autorytetem, nie potrafił się obronić swoimi decyzjami.
Masi raz mylił się na korzyść jednych, raz drugich. To pokazało, że w żadnym stopniu nie jest stronniczy. Australijczyk po prostu nie panował nad tym, co dzieje się na torze, kiedy tylko rosła temperatura. Sam sprawił, że na torze i poza nim rozpętała się prawdziwa wojna. Oczywiście teraz kilka środowisk go broni – chociażby Red Bull. Natomiast dziwnym byłoby, gdyby Red Bull go teraz nie bronił. Przecież – pośrednio, swoją złą decyzją – dał im mistrzostwo.
Nie jest tajemnicą, że FIA rozważa zmianę dyrektora wyścigowego. Masi jest na gorącym stołku i może stracić swoją funkcję. Portal „Dziel Pasję” przytacza słowa sekretarza ds. sportu FIA, Petera Bayera, który miał zdradzić mediom, że federacja jest zadowolona z pracy Masiego, ale przekazała mu, że możliwa jest zmiana na fotelu dyrektora wyścigowego i że może stracić swoją pracę. Zagraniczne media podchwyciły temat i stwierdziły, że zwolnienie Australijczyka jest już przesądzone.
Kto za niego?
I być może dokładnie tego domaga się Hamilton i Mercedes. Oczywiście nieoficjalnie, po cichu. Może zwolnienie Masiego to są te namacalne dowody przeprowadzonego dochodzenia. Czy ktokolwiek by za nim płakał? Raczej nie. Red Bull teraz go broni, ale nikt tam nie zapomni o tym, jak często Masi mylił się na ich niekorzyść i jak często – w ich mniemaniu – faworyzował Hamiltona.
Zresztą, w FIA karuzela już mogła ruszyć. I to kilka tygodni temu. W styczniu z roli dyrektora wykonawczego zespołu Alpine ustąpił Marcin Budkowski. Nie jest tajemnicą, że jeszcze za panowania Charliego Whitinga Polak był przymierzany do tej funkcji, jako jego następca. Innym kandydatem był wtedy Laurent Mekies, natomiast obaj panowie wybrali pracę w zespołach F1. Czy to właśnie nasz rodak będzie ewentualnym następcą Masiego i to już w tym roku? Jest to prawdopodobne.