Maciej Giemza niemal w myśl stworzonej przez siebie tradycji, ukończył tegoroczny Rajd Dakar i został sklasyfikowany na osiemnastym miejscu w stawce motocyklistów. Motocyklista ORLEN Team spisał się ze świetnej strony, a w drugim tygodniu uzyskiwał fantastyczne wyniki. Czy to dobry prognostyk na przyszły roku?
Maciej Giemza holował zwycięzcę Dakaru! Polak popisał się fair play!
– Czuję wielką ulgę. Potrzebowałem tej mety i całe szczęście na niej jestem. Na ostatnim etapie odjąłem gazu. To było świadome działanie, by dojechać do mety. Nie chciałem popełnić jakieś głupoty na sam koniec. Jestem bardzo szczęśliwy – mówił Giemza.
– Po jednym z etapów dokuczał mi ból nadgarstka. Z reguł nasilał się z etapu na etap, ale w tym roku było w porządku. Przetestowałem ortezę, która dobrze go spinała i nie stanowiła utrudnienia. Na motocyklu taktyka jest jedna: jak najszybciej dotrzeć do mety. Sprzęt nie psuje się tak często jak w innych kategoriach. Ponadto coraz więcej zawodników dojeżdża do mety, a różnice są bardzo małe. W tym roku czołowa dwunastka znajduje się w 59 minutach! W żadnej innej kategorii nie ma takiej walki. Każda z klas ma swoje priorytety, co jest interesujące.
– Osiemnaste miejsce to najlepszy wynik jaki mogłem osiągnąć na tym rajdzie. Pierwszego dnia straciłem 48 minut. Jestem zadowolony z tego, że jestem cały i zdrowy na mecie. Po zeszłorocznej kontuzji zacząłem bardziej to doceniać. Drugi tydzień rywalizacji dał mi bardzo dużo frajdy, mimo że był wymagający fizycznie. Etapy kończyłem z uśmiechem na twarzy. Widząc swoje prowizoryczne pozycje przychodziła radość i satysfakcja, a uciekało zmęczenie.
– Każdy z nas czuł, że jest coś nie tak z książką drogową na pierwszym etapie. Z czwórką triumfatorów Rajdu Dakar i trzema fabrycznymi motocyklistami utknąłem w jednym miejscu. Zastanawiasz się wtedy, czy w tym momencie zaufać im czy sobie? Gdy zacząłem wątpić we wszystko zacząłem zastanawiać się, czy wszystko jest w porządku z książką drogową. Nie była jasna, co pokazuje liczba zawodników, która się tam zgubiła. Kilku motocyklistów przegrało tam rajd. Ja straciłem najwięcej, bo startowałem jako pierwszy. Zawodnicy, którzy wiedzieli już o problemach zdołali pojechać właściwą drogą. Nagle motocykliści, którzy zazwyczaj zajmują 40-50 miejsce na etapie byli w czołowej dwudziestce – komentował kontrowersje związane z książką drogową.
– Organizator nie zawsze jest świadomy, że dany fragment będzie tak trudny. Nie zakłada, że zgubi się na nim cała stawka. To często wychodzi w trakcie rywalizacji. Często bywa też odwrotna sytuacja. Wydaje się, że będzie ciężko, a my radzimy sobie z łatwością.
– Na jednym z etapów pojechałem jak amator i byłem krytyczny wobec siebie. Używałem takich samych ustawień i byłem czterdziesty. Nie szukałem wymówek. To była moja wina i przyznaję się do tego. Wgrał mi się tryb sprzed lat. Od tego momentu każdy kolejny dzień był lepszy. Może tak miało być i ten etap miałem przejechać wolniej, by nie zrobić sobie krzywdy. Teraz nie żałuję tego. Przejechałem go od A do Z. W drugim tygodniu wszystko się zazębiło i być może potrzebowałem takiej próby. Gdyby wszystko szło dobrze, człowiek udusiły się taką sielanką.
– Piętnaście kilometrów przed podium, na dojazdówce, zobaczyłem jak na autostradzie macha mi Sam Sunderland. Zatrzymałem się i zapytałem, co się stało. Usłyszałem od zawodnika, który wygrał Dakar z przewagą trzech i pół minuty: „Engine broke”. Wzięliśmy więc pasek, połączyliśmy oba motocykle i holowałem go do mety. Widać na podium, jak macha do kibiców i uśmiecha się, gdy inni palą gumę. Po podium spotkaliśmy się. Dał mi swoją koszulkę z podziękowaniami. Myślę, ze tak czy siak dojechałby do mety. Jak nie ja, to ktoś inny holowałby go. Miałem jednak zaszczyt dociągnąć go do mety.
– Na Rajdzie Dakar sam sobie musisz być psychologiem. Trzeba odszukać najlepsze wspomnienia z poprzednich startów i skumulować je. Wiedziałem też, że dużo ludzi śledziło rywalizację. Siedziało przy aplikacjach i co chwilę je odświeżali, by sprawdzić nasze wyniki. Zawodnik ma to w tyle głowy. Każdy chce wynagrodzić im, że poświęcają swój czas. U każdego z nas pojawiały się dobre wyniki i dawały powody do radości kibicom i bliskim. Na mecie odcinka każdy był zadowolony. My musieliśmy tylko tłumić te dobre emocje do mety, by nie popełnić błędu. Mogę podziękować kibicom za całe wsparcie – zakończył.