Nagranie z tego zdarzenia widzieli już chyba wszyscy. Chłopak wjeżdża na hulajnodze na przejście dla pieszych, wtedy niemal dochodzi do tragicznego zdarzenia. Facet w Volkswagenie zdecydował się na wyprzedzanie kolumny pojazdów przed przejściem. Od tragedii dzieliły nas dosłownie centymetry.
Po zatrzymaniu mężczyzny okazało się, że już wcześniej siedział w więzieniu za spowodowanie śmiertelnego wypadku. Jak dodaje „Interia”, stracił za to dożywotnio uprawnienia. Ale to też pokazuje, jak działa polski wymiar sprawiedliwości. Czy na pewno działa dobrze? Skoro mężczyzna wychodzi z więzienia i robi to samo, niemal zabijając dziecko. Skoro nie ma uprawnień, ale i tak jeździ samochodem.
Z drugiej strony policja będzie zajmować się rodzicami chłopaka. I to jest przykład z kolei tego, że prawo działa, chociaż w takiej sytuacji… czy na pewno powinno? O co chodzi? A no o to, że sprawą zajmie się sąd rodzinny, bo chłopiec jechał na hulajnodze. Nie mógł tego robić, bo nie ma 10 lat, bo nie wolno taką hulajnogą jeździć po takiej drodze itd. Po co są w ogóle takie przepisy? Przecież to jakaś bzdura.
I teraz zobaczcie. Z jednej strony na szali mamy mężczyznę, który siedział za spowodowanie śmiertelnego wypadku. Który niby nie ma uprawnień do prowadzenia pojazdów, ale wyszedł z więzienia i znów był centymetry od spowodowania kolejnego śmiertelnego wypadku. A z drugiej strony mamy chłopca jadącego na hulajnodze, który przeżył zapewne potworną traumę i szok, a teraz jeszcze będzie się go ciągać po sądach… bo jechał na hulajnodze. O czym my w ogóle mówimy?