Co to znaczy chcieć swój samochód elektryczny? Teoretycznie można tak zapytać o wszystko. Ja też bym chciał elektryka. Chciałbym też Lamborghini Huracana, Porsche 911, jakieś nowe Ferrari, McLarena, 20 domów w różnych zakątkach kraju, może jeszcze własny jacht, samolot z pilotem, skarbiec pełen złota i apartament w Monte Carlo i Nowym Jorku. Chcieć… chcieć to można wszystko.
Zatem liczba 60% to i tak chyba nie jest coś, czym można by się chwalić. No ale już mniejsza z tym. Nie będziemy tu w ogóle rozmawiać o jakiejś zeroemisyjności i ekologii, bo nie ma to żadnego sensu. To są bzdury, które powielają tylko lobbyści, producenci i unijni urzędnicy. My – na chłopski rozum – dostrzegamy wyłącznie wady. Wady, o których powiedzieli też ankietowani.
No bo niby 60% nawet by chciało tego elektryka… ale co z tego? Ale go nie kupią, bo? No właśnie – i tutaj można wymieniać i wymieniać. Polacy zwracają uwagę głównie na dwie sprawy – za duża cena i brak odpowiedniej sieci ogólnodostępnych ładowarek. No i w sumie tyle w temacie… na razie nic nie zapowiada zmian.