W ostatnich tygodniach głośno było o tym, że w Danii funkcjonuje konfiskata pojazdu. Pojazdy odbiera się osobom jadącym na podwójnym gazie – z minimum 2 promilami alkoholu oraz tym, którzy dwukrotnie przekroczą dopuszczalną prędkość. I do tego momentu wszystko wygląda chyba OK.
Jasne – to bardzo surowe kary. Ale popatrzcie na to z innej strony. Każdy pijany kierowca, a już na pewno taki, który ma ponad 2 promile alkoholu we krwi, to potencjalny zabójca. Jeśli ten argument was nie przekonuje, to wyobraźcie sobie, że taka osoba jedzie po pijaku i wjeżdża w waszą córkę. I co? Też uznacie karę za przesadzoną? I też powiecie, że kara będzie niewspółmierna do wyrządzonego czynu? Na jaką wartość wycenić życie dziecka?
Nie możemy na to patrzeć jako „tylko jazdę po pijaku”, tylko jako na „aż jazdę po pijaku”. To nie chodzi o to, że chłop musiał gdzieś podjechać. Chodzi o to, że był nawalony jak bela a i tak odważył się siąść do auta i jechać dalej. Nic się nie stało? To nic! Konfiskata pojazdu byłaby tutaj jak najbardziej współmierna. Zresztą, może to byłoby w końcu odpowiednim straszakiem na tą naszą narodową drogową patologię.
Może coś zmienić?
A prędkość… no cóż – tutaj niechętnie, ale też chyba należałoby się zgodzić. Chociaż, czy dwukrotne przekroczenie prędkości zasługuje właśnie na taki maksymalny wymiar kary? Można polemizować. Tak samo można polemizować o tym, czy konfiskata powinna występować w momencie, kiedy ktoś jedzie pożyczonym autem. No bo przecież właściciel nie zawinił… poza tym, że pożyczył auto osobie nieodpowiedzialnej. Być może te dwie kwestie akurat dałoby się rozwiązać inaczej.
Ale co do jazdy pod wpływem, nie ma dyskusji. Oczywiście nie mówimy tu o jakichś śmiesznych wartościach, jak 0,3 albo 0,4. Naturalnie to też jest nielegalne, ale powiedzmy sobie wprost – w wielu krajach takie limity są dopuszczalne i lampka wina albo piwo do obiadu to normalna sprawa. Mówimy o tym, jak ktoś ma 1,5 albo 2 promile. Tu zaczyna się problem. I tu trzeba konfiskować auta, bo nic innego nie działa.