Szefowie Liberty Media mają w tym naprawdę solidny interes. Po pierwsze – kibice, którzy są obecni w F1 od dawna, mają gratkę – coś dodatkowego, coś kapitalnego, tuż przed startem nowego sezonu. Serial bardzo pozytywnie ocenili wszyscy eksperci.
Ale w produkcji Netflixa chodzi też o coś innego – po pierwsze Netflix jak nic innego dociera do Amerykanów, a więc rynku, na którym ogromnie zależy Liberty Media, a po drugie, dociera do młodszych kibiców, a przecież bolączką F1 była starzejąca się widownia.
USA to niezwykle istotny rynek, a serial Netflixa może pomóc w jego zdobyciu. Pierwszy sezon pokazał, że to odpowiednia ścieżka, a Ferrari i Mercedes, które nie chciały wtedy współpracować z Netflixem, mocno tego żałowały i w drugim sezonie obie ekipy zobaczymy już na ekranie.
Oczywiście w drugim sezonie „Drive to survive” zobaczymy też Roberta Kubicę. Polakowi poświęcono cały odcinek i producenci są pewni – to jest coś co widzowie pokochają, a szczególnie ci amerykańscy. Niesamowita historia powrotu to coś, co wręcz musi się dobrze sprzedać.
Kamery Netflixa towarzyszyły Polakowi kilkukrotnie. M.in. przy ogłoszeniu współpracy z Orlenem, przy ogłoszeniu angażu na kierowcę wyścigowego, czy podczas zimowych testów w Barcelonie, gdzie Kubica odpowiadał m.in. o swojej wielkiej pasji do rowerów.
Drugi sezon serialu będzie miał swoją premierę 28 lutego.