Staniszewski w rozmowie z portalem mistrzostw Śląska przyznaje, że w tamtym okresie podchodził bezkompromisowo do swoich startów i jego celem zawsze było zwycięstwo. Na trasach 38. Rajdu Festiwalowego o wygraną przyszło mu powalczyć z Pawłem Dytką.
Zbigniew Staniszewski: Festiwalowy to świetna impreza, ale po jej zakończeniu byłem bardzo niezadowolony z siebie. Pojechaliśmy tam wygrać, bo w taki sposób podchodziłem wtedy do rajdów – wszystko albo nic. Emocji nie brakowało, ponieważ bardzo chcieliśmy zwyciężyć, jednak Paweł Dytko nie odpuszczał ani na moment. Jego ta jazda też sporo kosztowała, bo pamiętam, jak kątem ucha przysłuchiwałem się wywiadowi, którego udzielał na mecie. Mówił, że myślał, iż ma kapcia na ostatnim oesie i jeszcze w trakcie jazdy próbował godzić się z porażką. Ja natomiast na tej próbie popełniłem błąd. Nie udało mi się wyhamować przed zakrętem. Poszliśmy w pole i kosztowało nas to jakieś dziesięć sekund. Co prawda nie wpłynęło to na losy zwycięstwa, ale bez tego strata byłaby mniejsza.
Paweł Dytko i Maciej Gleixner wygrali wtedy ostatecznie pokonując Zbigniewa Staniszewskiego i Bartłomieja Bobę o 17,6 s. Podium ze zdecydowanie większą stratą skompletowali Adrian Mikiewicz i Karol Strzała w Oplu Astrze GSi.
Kierowca z Olsztyna dodawał również, że bardzo podobały mu się ówczesne odcinki Rajdu Festiwalowego. – Organizatorzy przygotowali świetne oesy. Nie dość, że były piękne, to w dodatku szybkie i przewidywalne. Mam na myśli to, że nie były niebezpieczne i można było jechać na limicie. Walcząc z Dytką dostaliśmy sporą szkołę życia, która potem zaprocentowała podczas kolejnych rajdów. Mieliśmy zabójcze tempo. Taka jazda wiele nas nauczyła i sprawiła, że staliśmy się szybsi – podsumowuje Zbigniew.