Był już jeżdżący prototyp z silnikiem GM, były szumne zapowiedzi, samochód otrzymał homologację. Nawet Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju poinformowało, że auto trafi do produkcji. I co? Cisza. Czy nasze marzenia o polskim samochodzie, wielkie plany o powrocie legendy ponownie zostały pogrzebane? Syrenka miała dać jasny sygnał do rozpoczęcia naprawy polskiego przemysłu samochodowego. Teraz projekt sprawdza Centralne Biuro Antykorupcyjne. Choć dofinansowanie zostało przyznane, nie ma efektów programu w postaci samochodu.
O całym zamieszaniu poinformowała Polska Agencja Prasowa. Funkcjonariusze CBA oraz pracownicy Ministerstwa Infrastruktury sprawdzą jak wydane zostały unijne pieniądze, które zostały przyznane firmie AMZ Kutno oraz Przemysłowemu Instytutowi Motoryzacji na realizację projektu „Reaktywacja polskiego przemysłu motoryzacyjnego – wdrożenie pojazdu osobowego Syrenka” w ramach programu DEMONSTRATOR+. Kwota dotacji jest niebagatelna i opiewa na prawie 4 miliony złotych. Całe przedsięwzięcie miało zakończyć się w marcu 2016 r. jednak polski samochód nigdy nie wszedł jednak do seryjnej produkcji i sprzedaży.
Prace nad autem rozpoczęły się w 2012 r. Niebawem skonstruowano jeżdżący prototyp z wahaczami w przednim zawieszeniu i belką skrętną w tylnym oraz karoserią z aluminium i kompozytu. Auto napędzane było silnikiem o pojemności 1,4 l o mocy 86 KM zapożyczonym od General Motors, który został dostosowany do pracy na LPG. Choć projekt przewidywał docelowy napęd jednostką hybrydową, AMZ Kutno zapowiadało, że na początku produkcji pod maskę trafi silnik z prototypu.
I to najprawdopodobniej w tym miejscu zaczęły się problemy. Nieoficjalnym powodem były ogromne utrudnienia z pozyskaniem jednostki napędowej. General Motors albo nie był zainteresowany sprzedażą silników albo gotów był dostarczać ich dużą liczbę a na to producenta nowej Syrenki zwyczajnie nie było stać. Wersje są różne, oficjalnych powodów fiaska projektu nie podano.