6 rzeczy, których nie uświadczymy we współczesnych samochodach (trzech będzie nam brakować)

Wkrótce w świecie motoryzacji zabraknie manualnych skrzyń biegów, silników spalinowych, a docelowo pewnie też kierowców, bo do głosu coraz bardziej dochodzą pojazdy autonomiczne. Ale to na razie pieśń przyszłości. A czego brakuje nam dzisiaj?

6 rzeczy, których nie uświadczymy we współczesnych samochodach (trzech będzie nam brakować)
Podaj dalej

Może nie są to przykłady tak spektakularne jak powyższe, ale niektórych z tych rzeczy będzie nam brakować.

Będzie brakować: wysuwane reflektory

Samochód, któremu przypisuje się wynalezienie wysuwanych reflektorów, to Cord 810 z 1936 roku. Wysuwane reflektory powstały po to, aby zwiększyć aerodynamikę pojazdu, który po schowaniu reflektorów nabierał bardziej obłych kształtów. Z czasem wysuwane lampy zaczęły pojawiać się w coraz większej liczbie samochodów, osiągając szczyt popularności w latach 70 i 80. Stało się tak nie tylko dlatego, że fajnie wyglądały, ale pozwalały też ominąć przepisy dotyczące bezpieczeństwa, które wymagały w tamtych czasach, aby lampy samochodowe znajdowały się na odpowiednio dużej wysokości. Była to wysokość trudno osiągalna dla sportowych samochodów z niskim zawieszeniem, dlatego to właśnie w sportowych autach tak chętnie montowano wysuwane lampy, które wystawały ponad maskę.

Niestety, przepisy, które spopularyzowały ten rodzaj oświetlenia, w przyszłości spowodowały jego śmierć. W poprzedniej dekadzie Komisja Europejska wprowadziła nowe prawo dotyczące bezpieczeństwa pieszych. Wynika z niego, że samochody z wystającymi elementami – jak podnoszone reflektory – mogą powodować dodatkowe obrażenia u pieszych, gdyby doszło do wypadku. Dlatego producenci w Europie musieli się wycofać z tego rodzaju oświetlenia, a skutki odczuły również rynki na pozostałych kontynentach. W efekcie ostatnie samochody z podnoszonymi lampami to Lotus Esprit i Chevrolet Corvette C5, które wyszły z produkcji w 2004 roku.

Będzie brakować: koła zapasowe

Chodzi tutaj o pełnoprawne piąte koło do samochodu, które niczym nie różni się od czterech pozostałych. Kiedyś w samochodach koła zapasowe pełniły rolę ozdobnika, były wyeksponowane na zewnątrz i montowane w okolicach przednich błotników. W rzeczywistości trzeba było mieć je pod ręką, bo kiepska jakość dróg i opon powodowały, że szanse na podróż bez złapania „kapcia” była porównywalna z szansą wygrania na loterii.

Później koła zapasowe zaczęły lądować w bagażnikach. Gdy człowiek złapał gumę, mógł spokojnie wymienić koło i jechać dalej bez poczucia zażenowania, jakie mogą wywołać współczesne „dojazdówki”. Oficjalnie producenci zaczęli wkładać do bagażników małe i cienkie koła dojazdowe po to, aby zmniejszyć wagę pojazdu i zużycie paliwa. Z tego samego powodu „dojazdówki” zaczęły być później wypierane przez jeszcze gorsze zestawy naprawcze. Pewną zaletą koła dojazdowego jest fakt, że zamontowane na samochodzie wygląda okropnie, co skutecznie motywuje nas do szybkiej wizyty u wulkanizatora. Ale zalet dla zestawów naprawczych nie widzę już żadnych.

Będzie brakować: popielniczki i zapalniczki

Popielniczki samochodowe na którymś etapie rozwoju motoryzacji zostały zastąpione małymi schowkami. Popieram ten kierunek, bo nawet paląc papierosy, nie chciałbym jeździć z wypchaną niedopałkami szufladką. Ale nie do końca rozumiem, dlaczego zapalniczki samochodowe zostały zastąpione pustymi gniazdami 12V z zaślepką. Czy komuś przeszkadzał fakt, że mieliśmy w samochodach stały dostęp do źródła ognia? No dobrze, może nie był to ogień w sensie dosłownym, ale zawsze jakaś namiastka.

Dzisiaj gniazda po zapalniczkach służą do podpięcia ładowarki od telefonu, nawigacji albo mini kompresora do pompowania opon. Oczywiście w czasach, gdy w gniazdach znajdowały się zapalniczki, można było używać ich do tego samego. Ale skoro producenci zrezygnowali na dobre z zapalniczek (chyba, że w niektórych autach jeszcze występują?), to czemu na dobre nie zastąpić gniazda 12V bardziej powszechnym i praktycznym wejściem USB?

Nie będzie brakować: anteny samochodowe

Przez dziesięciolecia w autach montowano długie anteny, dzięki którym samochody wyglądały jakby je seryjnie wyposażono w CB Radio. Te sterczące baty pozwalały na odbieranie najlepszej jakości dźwięku w radioodbiornikach. Były też anteny teleskopowe, montowane np. w błotnikach, niekiedy wysuwające się automatycznie po uruchomieniu radia. Niestety, tego typu rozwiązania były tyleż spektakularne, co awaryjne.

Później przyszedł czas na mikroskopijne anteny montowane na dachach, a teraz mamy trend polegający na całkowitym odchodzeniu od anten. Zamiast nich montuje się tzw. „płetwy rekina”, które zachowują funkcjonalność długiej anteny samochodowej, ale nie mają jej niedyskretnego kształtu. Inny trend polega na montowaniu anten ukrytych w szybie samochodowej. Dzięki nowym rozwiązaniom możemy jechać na automatyczną myjnię bez obawy, że przez nieuwagę stracimy antenę z częścią karoserii.

Nie będzie brakować: okienka wentylacyjne

Małe, trójkątne okienka, które dało się uchylać. Miały je kiedyś niemal wszystkie samochody, a wielu z nas pamięta je najlepiej z Fiatów 126 p. W zasadzie był to dość bezużyteczny gadżet. Okienka wentylacyjne były po to, aby wpuścić powiew świeżego powietrza do kabiny, bez konieczności opuszczania szyby w oknie. W praktyce te wywietrzniki nie wpuszczały jednak zbyt wiele powietrza, a w niektórych samochodach zatrzaskiwały się podczas jazdy. Dodatkowo stanowiły wabik na złodziei, którzy mogli je wyważyć i łatwo dostać się do auta.

Z czasem okienka zostały wyparte przez znacznie efektywniejszą klimatyzację, która dzisiaj jest już standardem w większości samochodów. Trudno wskazać, kiedy pojawiły się ostatnie pojazdy z okienkami wentylacyjnymi, ale nie było to później niż na początku lat 90. Powód dla którego może nam dzisiaj brakować uchylnych okienek w drzwiach jest wyłącznie nostalgiczny.

Nie będzie brakować: paski antystatyczne

Zwisający z zawieszenia, ciągnący się po jezdni gumowy pasek, to widok, który do niedawna był standardem w motoryzacji. Paski antystatyczne były po to, aby rozładowywać powstający podczas jazdy ładunek elektryczny, który „kopał” po dotknięciu karoserii. Spotykaliśmy je często w Polsce: w Polonezach, dużych Fiatach i „maluchach”. Tego gadżetu na pewno nam nie będzie brakować, bo… i tak nie działał. Więcej o tym pisaliśmy tutaj.

I na tym gumowym akcencie kończę wyliczankę, wiedząc jednocześnie, że pewnie można by do niej jeszcze coś dołożyć. Czekam więc na propozycje.

5 argumentów za zakupem auta elektrycznego i jeden wielki przeciw

Strony:

Przeczytaj również