Wygra Sebastien Loeb i nie jest to moje chciejstwo, a chłodna ocena możliwości 9-krotnego mistrza świata, formy jaką pokazał w Meksyku i tego, co Citroen C3 WRC prezentuje na asfalcie. W ubiegłym roku na Korsyce Kris Meeke co prawda wycofał się po szóstym oesie, ale do momentu awarii silnika był liderem z połową oesowych zwycięstw na koncie. Kilka miesięcy później C3 WRC Brytyjczyka był już najszybszy na katalońskich asfaltach.
Trzeba pamiętać, że Sebastien Loeb jest jeszcze lepszym specem od asfaltu. W sumie najlepszym w historii. Co prawda nie startował na Korsyce od 10 lat, ale to nic nie szkodzi. Loeb będzie nadawał ton rywalizacji. Co do tego nie mam wątpliwości. Zwłaszcza, że przed Rajdem Meksyku dość ostrożnie podchodził do swoich możliwości ponownej konfrontacji z czołówką, a i tak przez pewien czas był liderem imprezy. Nieprawdopodobne!
Przed Korsyką Francuz otwarcie przyznał, że testy wypadły bardzo obiecująco. Jest to bardzo wyraźny sygnał dla konkurentów – „panowie wracam po swoje”! Wiem, wiem – w marcowym wydaniu „WRC” napisałem, że nie widzę Loeba w roli faworyta do zwycięstwa w żadnym z trzech rajdów, w których ma w tym roku wystartować. Od Meksyku niemal codzienne odszczekuję te słowa i powiem wam szczerze – jest mi z tym bardzo dobrze. Po prostu uwielbiam Loeba, zawsze mu kibicowałem i z nieskrywaną satysfakcją będę obserwował, jak spuszcza srogie lanie swoim o wiele młodszym rywalom.
Tekst: Kamil Wrzecionko
Tagi: Rajd Korsyki, WRC, Tour de Corse