Łukasz Włoch: – Rajdy to taki dziwny teatr aktorów – zawodników. Ci lepsi dostają za swoje role pokaźne sumki, statyści muszą dokładać ze swoich pieniędzy. Aktorzy mają swoich scenarzystów- szefów teamów. Oczywiście jest reżyser – sponsor, który w porozumieniu z losem rozdaje karty. Jest też woźny, który odbiera płaszcze, pokazuje gdzie jest toaleta i gdzie widz powinien się udać, aby zająć wykupione dla siebie miejsce. To taki organizator-koordynator, który za tę organizację dostaję kawałek tortu, którym się wszyscy dzielą po spektaklu. Jest też widownia spragniona wrażeń, bliskości z aktorami i ich pokazem. Czy jest sens robić przedstawienie, kiedy któraś ze stron od początku wie, w którym kawałku znajduje się gwóźdź? Najczęściej wie to ten, kto zamawiał tort. Jest też krytyk… to takie media; jak napiszą, że w kiblu był syf, to woźny ich następnym razem nie wpuści. W dzisiejszych czasach krytyk nie może mieć swojego zdania, ale jest od zawsze obecny, więc może sobie gryzmolić a durnie, którzy nie mają swojego rozumu łykną wszystko, co o tym spektaklu napisze, albo na żywo będzie paplał przez radio.
Wiem, że lecę teraz za grubo ale i tak mi brakuje do rajdowego radia. Idioci, których wielu także w tym sporcie, nie zrozumieją o czym mowa, albo będą udawać, że nie wiadomo o czym kretyn pisze. To takie polskie i jakże prawdziwe, że najlepiej zrobić z kogoś durnia, ponieważ durniem nikt się nie przejmuje, najlepiej zrobić z kogoś pijaka, bo każdy pijak to złodziej, a że złodziejami się nie ma co przejmować, no to mamy problem z głowy. Najlepiej całą winę za wszystkie niepowodzenia zwalić na widownię. Najlepiej zagraniczną, z północy. Czekali na spektakl to się nawalili, darli, łazili. Na odcinku specjalnym Chmielewo, na którym też spałem w oczekiwaniu na wielkie aktorskie sławy, słyszałem jak przez megafon darły się te estońskie chamy, jak śpiewali hej sokoły, jadę nielegalna… po pijaku łatwiej mówić, polska mowa łatwiejszą się staje. Wszędzie naśmiecili, pola zniszczyli. A dlaczego czekali? Bo jak nie przyjadą wcześniej, to miejsca zabraknie i nie zobaczą swoich ulubionych aktorów. A może trzeba ukarać winnych znanym ze stadionów zakazem. Nazwę się zmieni – ze stadionowy, na oesowy. No ale jak, skoro nawaleni wsiedli w swoje samochody i odjechali. Więc bum i winnych nie ma, jak u Copperfielda. Uciekli, jak najeźdźcy do swoich krajów.
Nie zapominam też o niektórych statystach, którzy kiedyś grali w dziś spalonym już teatrze; oni odlecieli, wytarzali się w pyle, który na lustrach w garderobie pozostawili prawdziwi aktorzy, bądź też w przerwie mocno uderzyli się w głowę. Już przed rajdem zapowiadali jak to będą grać pierwsze skrzypce, że strącą z piedestału zadłużonych emerytów. Chyba pomylili rzędy i znaleźli się w ostatnim, nawet nie oświetlanym. Jeden o monetarnym nazwisku błysnął. Mimo że czkawki dostał sprzęt, na którym grał, epizody wygrywał z tymi najgłośniej krzyczącymi.
Mieliśmy wesele, a teraz mamy stypę.
Tagi: Łukasz Włoch Rajd Polski