Ta technologia pozwoli na podwojenie zasięgów samochodów elektrycznych lub dwukrotne zmniejszenie ich rozmiarów (przy zachowaniu obecnych możliwości). Umożliwi także bardzo szybkie ładowanie „do pełna”, ponieważ ma to być liczone w minutach, a nie godzinach. Co ważne, nie będą generowały tak dużo ciepła w odróżnieniu od akumulatorów litowo-jonowych. Będzie to miało duże znaczenie dla bezpieczeństwa.
W czerwcu Toyota ogłosiła ambitny plan zaprezentowania prototypu takiej baterii jeszcze przed Igrzyskami Olimpijskimi w Tokio. Nie będzie to jednak oznaczać możliwości seryjnej produkcji, na którą na razie trzeba będzie jeszcze poczekać. Jest to jednak czynnik silnie mobilizujący konkurencję, która zdaje sobie sprawę, że technologia litowo-jonowa jest skazana na porażkę.
Dla tego też dla rodzimego koncernu General Motors, amerykański rząd przyznał dotację w wysokości 9,1 mln dolarów (ok. 35 mln zł), z której 2 mln są przeznaczone nad prace badawczo-rozwojowe nad bateriami z siarczkowym elektrolitem w postaci ciała stałego. Z kolei Volkswagen współpracujący z QuantumScape Corporation chce wprowadzić takie akumulatory do swoich modeli w 2023 r. Alians Renault – Nissan – Mitsubishi przewiduje, że będzie to możliwe dopiero w drugiej połowie nadchodzącej dekady. Badania w tym zakresie prowadzi też Hyundai.
Samochody przyszłości będą pochodzić z Afryki? Czarny Ląd nie będzie już złomowiskiem Europy