Długodystansowe Mistrzostwa Świata czyli w skrócie WEC to niebywale popularna seria wyścigowa, której budżety – zwłaszcza w przypadku zespołów Porsche i Audi – sięgają tych znanych z Formuły 1. Tegoroczny kalendarz składa się z ośmiu 6-godzinnych wyścigów oraz 24-godzinnengo klasyka czyli Le Mans, rozgrywanego tradycyjnie w połowie czerwca.
Jeśli chodzi o zawodników, spośród których kilku zaliczyło przygodę w Formule 1, z pewnością największą gwiazdą jest 40-letni Mark Webber. Australijczyk ma na koncie 9 wygranych Grand Prix, a po sezonie 2013 dołączył do fabrycznej ekipy Porsche, która powróciła do Długodystansowych Mistrzostw Świata.
Ta seria ma ogromny rozmach. I generalnie chodzi tu o całokształt – niezwykłe samochody, organizacja, przepych i w końcu kibice, których tysiące zbierają się na trybunach jak choćby w miniony weekend na Nurburgringu. Czy zatem WEC może w przyszłości dorównać Formule 1? – To wspaniała seria, zwłaszcza jeśli chodzi o stosowaną tu technologię. To niesamowite jak skonstruowane są najlepsze samochody startujące w kategorii LMP1. Mam na myśli użycie hybrydowych silników, systemy odzyskiwania energii, itd. To naprawdę robi wrażenie. Oczywiście niektóre rzeczy wydają się śmieszne, ale są to tylko szczegóły. Przykładowo podczas kwalifikacji i 6-godzinnego wyścigu możemy użyć tylko 6 zestawów opon. W ten sposób FIA chce niby ograniczyć koszty naszych startów. Wystarczy się jednak rozejrzeć po padoku – nie trzeba być zbytnio bystrym, aby zauważyć, że Audi i Porsche wydają na ten sport dziesiątki milionów euro. Ten jeden zestaw opon mniej to tylko kropla w morzu wydatków. Natomiast szczerze wątpię, aby WEC mogło kiedykolwiek zepchnąć z piedestału Formułę 1. Potęgę F1 tworzą kierowcy, którzy są celebrytami, ludźmi mającymi setki tysięcy fanów. W WEC póki co czegoś takiego nie ma. Inna sprawa, że Formuła 1 ma ponad 60-letnią historię, natomiast Długodystansowe Mistrzostwa Świata to stosunkowo młoda seria – podsumował Mark Webber.