Zacznijmy od tego, że samochodów generalnie zacznie wkrótce brakować. Od wielu miesięcy istnieje problem z dostawami różnych części do aut. Zjawisko to bardzo mocno nasiliło się w końcówce ubiegłego roku, ale to nadal ma miejsce. Nadal mamy kryzys, nadal części dochodzą do producentów z bardzo dużym opóźnieniem – o ile w ogóle dochodzą. A teraz pojawił się problem z kolejnymi elementami.
Przez wojnę na terenie Ukrainy pojawiły się problemy z dostępnością wiązek przewodów elektrycznych – informuje „Interia”. Jakby tego było mało, wzrosły również ceny palladu i niklu. Nie trzeba mówić, że są to metale używane w przemyśle motoryzacyjnym. Mówiąc wprost – nie ma z czego robić samochodów. A jeśli będzie ich mało – czy też mniej, niż powinno być – to na pewno nie wpłynie to korzystnie na ceny tych aut.
Ba – to nadal nic. Występuje bowiem poważny problem z samochodami używanymi z zagranicy. W lutym sprowadzono ich do Polski nieco ponad 64 tysiące – to najgorszy wynik od 7 lat – podaje „Interia”. Brakuje nowych aut, więc automatycznie maleje też rynek aut używanych. Jeśli już samochody używane na sprzedaż są, to rośnie ich cena – właśnie tak działa rynek.
I tu dochodzimy do momentu, w którym… jest problem. Jak brakuje jakiegoś towaru, to automatycznie cena danego towaru rośnie i staje się on towarem luksusowym. Czy wkrótce na samochód będą sobie mogli pozwolić tylko najbogatsi?