Kubica zawsze uwielbiał rajdy. Były one pozbawione wielkiej otoczki marketingowej – tego, czego nie znosił w F1. Już w trakcie sezonu 2010 Robert wystartował między innymi w rajdach 1000 Miglia, Rally del Taro, czy Rally del Salento. Przed końcem sezonu 2010 Polak miał już na koncie 15 przejechanych imprez, w tym rundy mistrzostw Włoch, Francji i Europy. Podobało mu się to, że nie było tam całej tej otoczki – był tylko on i samochód.
Robert Kubica: – Zawsze lubiłem rajdy, ale przede wszystkim poszukiwałem rzeczy, które pozwoliłyby mi zostać lepszym kierowcą F1. Wciąż myślę, że dzięki rajdom zdobyłem w 2010 roku więcej punktów niż zgromadziłbym bez tego doświadczenia. To fakt, zapłaciłem za to wielką cenę, wciąż płacę, ale to nie miało tylko na celu rozrywki. Chciałem czegoś więcej. Byłem przekonany, że to coś mi da i rzeczywiście dało.
6 lutego 2011 odbyła się kolejna edycja rajdu Ronde di Andora. Zawodnicy mieli tam czterokrotnie przejechać oes Val Merula, co łącznie dałoby im nieco ponad 44 kilometry ścigania. Z numerem czwartym do rywalizacji przystępowali Robert Kubica i Jakub Gerber, którzy do dyspozycji mieli Skodę Fabię S2000 z zespołu DP Autosport.
Podczas pierwszego odcinka specjalnego Skoda uderzyła lewą stroną w barierę. Ta przeszła przez ścianę grodziową pojazdu i przygniotła Kubicę. Pilot wyszedł z wypadku o własnych siłach, ale niestety, aby wyciągnąć z samochodu kierowcę, potrzebna była pomoc służb. Kubica został przetransportowany helikopterem do szpitala w miejscowości Pietra Ligure. Po wielogodzinnej operacji Robert został wybudzony ze śpiączki. Obudził się w nowym świecie, w którym starty w ukochanej Formule 1 nagle stały się niemożliwe.
Ale dlaczego Kubica w ogóle mógł startować w rajdach? W kontraktach wielu kierowców są przecież klauzule, zabraniające im wykonywania poszczególnych czynności, w trakcie których mogliby doznać kontuzji. Dlaczego w kontrakcie Kubicy takiego punktu nie było?
Leszek Kuzaj: – Jestem przekonany, że wybrał Renault, bo tam jest inna polityka w zakresie wolnego czasu kierowców. Rajdy pomagały mu osiągnąć wszechstronność, zdobywać doświadczenie, które mógł wykorzystać potem w Formule 1. Każdy profesjonalista szuka możliwości samodoskonalenia.
Z wypowiedzi Kuzaja możemy wywnioskować, że takich zapisów nie było, bo taka po prostu była polityka kadrowa Renault, a dla samego Kubicy rajdy były formą treningu.
Ryszard Turski, redaktor naczelny polskiej edycji magazynu F1 Racing: – Trauma? Kierowcy wyścigowi z reguły jej nie mają. Są tak skoncentrowani na jeździe, że nie mają czasu się bać. Badania pokazują, że nawet po najcięższych wypadkach nie mają problemu z psychiką. Jestem przekonany, że Robert, który psychicznie jest jednym z najmocniejszych na świecie, też nie będzie jej miał. Na co dzień osiągają poziom koncentracji niedostępny dla zwykłego człowieka. Proszę sobie wyobrazić, że pokonuje pan zakręt z prędkością 300 km/h, a przy okazji musi wykonać jeszcze kilka manewrów i obserwować wszystko dookoła. Nie ma miejsca na sekundę rozkojarzenia, bo najmniejszy błąd kończy się wpakowaniem w barierę z niewyobrażalną prędkością. Po takich obciążeniach do redukcji stresu nie wystarcza spacer, dobra książka ani nawet szklaneczka whisky. Oni cały czas potrzebują nowych doznań. Kimi Raikkonen startował w wyścigach skuterów śnieżnych, Mark Webber uprawiał triatlon, Jenson Button jeździł szosowym rowerem pod górę. Nie rezygnowali z tych sportów nawet po ciężkich kontuzjach, bo są uzależnieni od adrenaliny i potrzebują ekstremalnych doznań jak my porannej kawy.
Kubica nie miał traumy – to mało powiedziane. Robert wrócił do rywalizacji w rajdach, zdobył mistrzostwo świata i wrócił do Formuły 1, pokazując, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.