Popołudniowa pętla rozpoczęła się od drugiego przejazdu przez próbę Pico de Pedra. Tam po raz kolejny obserwowaliśmy niewielkie różnice czasowe. Łukjaniuk pokonał bowiem drugiego Marijana Griebela o 2,1 s i trzeciego Pierre-Louisa Loubeta o 3,3 s. Habaj otworzył popołudnie od piątej lokaty.
Łukasz Habaj: – Nie mieliśmy tutaj żadnych problemów. Utrzymujemy spokojne tempo, odcinki są naprawdę podstępne. Jest wiele zakrętów, gdzie ciężko jest podążać właściwą linią, jest bardzo wąsko. Jedziemy ostrożnie, nie powoli, ale też nie przesadzamy, żeby niczego nie uszkodzić.
Na owianym sławą Sete Cidades Łukjaniuk w swoim stylu mocno dołożył rywalom. Na oesie wulkanicznym drudzy ex-aequo Griebel i Loubet stracili do „rosyjskiej rakiety” 9,8 s. Habaj ukończył na szóstej pozycji, ale strata do jego największych rywali nie była wielka.
Łukasz Habaj: – Bardzo mi się tutaj podobało. Muszę przyznać, że tym razem nieco bardziej zaatakowałem, bo na poprzedniej próbie trochę straciliśmy i postanowiłem, że trzeba przycisnąć. Nie mieliśmy problemów, chociaż oes jest bardzo trudny. Sytuacja jest ekscytująca przed jutrem. Czeka nas długi, trudny dzień pełny walki. Dzisiaj jeszcze musimy bezpiecznie dojechać do mety i odpowiednio zadbać o opony. Nareszcie pokonałem Sete Cidades bez problemów, w poprzednich latach miałem z tym problemy. Samochód jest świetny, dziękuję zespołowi.
Ostatnią próbą z prawdziwego zdarzenia na dziś był OS9 Vista do Rei Feteiras 2. Tam wygrał oczywiście Łukjaniuk, ale blisko uplasowali się Loubet i Habaj. Polak pokonał zajmującego drugie miejsce w generalce Ricardo Mourę, a sporą stratę zanotował Griebel. To oznaczało, że na miejscach dwa-trzy-cztery są odpowiednio Moura, Habaj i Loubet, a różnica między nimi to zaledwie 9,7 s.
Łukasz Habaj: – To dla nas zdecydowanie dobry dzień. Trzy kilometry przed metą tej próby uderzyłem w duży kamień i byłem przekonany, że złapaliśmy kapcia. Jakimś cudem tak się nie stało. Nie straciliśmy tam czasu, więc jest ok. Jeden oes do końca. Świetny dzień, świetne odczucia, świetny samochód. Jedziemy dalej.
Na zakończenie dnia zawodnicy zmierzyli się po raz drugi z superoesem Marques. Na torze chodziło głównie o to, żeby nie stracić zbyt wiele czasu. Habaj pojedynkował się w parze z Chrisem Ingramem i Polak okazał się lepszy od Brytyjczyka o 0,9 s. Najlepszy znów był Łukjaniuk.
Łukasz Habaj: – Może jestem nawet nieco zaskoczony naszą pozycją na koniec dnia. Cieszę się, że nie wynika to z problemów rywali tylko z naszego tempa. Wciąż mam zapas i nie jadę na maksa. Postaram się jutro uwolnić ten zapas i kto wie, może uda nam się jeszcze awansować.