Przed pierwszym śniegiem: tanie “gruzy” do amatorskiego driftu

Nie dostałeś pod choinkę prezentu, o którym marzyłeś? W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak kupić sobie samemu spóźniony prezent świąteczny. Dobrym pomysłem przed pierwszym śniegiem będzie tani samochód do amatorskiego driftingu.

Przed pierwszym śniegiem: tanie “gruzy” do amatorskiego driftu
Podaj dalej

Słowa “tani” i “amatorski” są tutaj kluczowe. Na poniższej liście nie znajdziecie Mazdy R-X 7 czy Nissana Skyline’a. Nie będą to również auta, które sprawią, że będziecie jak Keiichi Tsuchiya. Nie ma też gwarancji, że nie odmówią posłuszeństwa po kilku przejazdach na parkingu pod Tesco. Skoro więc mamy to wyjaśnione…

Ford Sierra

Obowiązkowa pozycja na liście tanich gruzów z tylnym napędem. Większość egzemplarzy dostępna jest w cenie do 6 tys. zł. Na portalach ogłoszeniowych można też znaleźć pojedyncze sztuki kosztujące po kilkanaście tysięcy, ale są to egzemplarze niemal kolekcjonerskie. Do amatorskiej zabawy powinna wystarczyć wersja z 2-litrowym silnikiem DOHC.

Mazda MX-5

Popularny roadster na liście “gruzów” być może wzbudzi u kogoś zdziwienie, ale umówmy się, że samochód gruzem się nie rodzi, lecz gruzem się staje (ależ to było głębokie). Wszystko zależy od tego, jak o pojazd dbali poprzedni właściciele. Jeśli chodzi o Mazdę, najlepiej celować w wersję NB, czyli drugą generację, która jest młodsza, bardziej dostępna, a często nawet tańsza od swojej poprzedniczki. Silniki w tych samochodach może i nie są zbyt mocne, ale Miata nadrabia niską wagą i dobrym rozkładem masy.

BMW serii 3

Właściwie cała ta lista mogłaby się składać z pojazdów bawarskiego producenta. Z samochodami BMW jest ta zaleta, że wciąż można je kupić tanio, w przeciwieństwie do japońskich odpowiedników, jak np. Nissan Silvia, które w teorii powinny być budżetowe, a w praktyce ich ceny tylko rosną. Spoglądając na niemiecką markę, chyba najbardziej oczywistym wyborem będzie E36. Samochody są śmiesznie tanie i jest ich bardzo dużo na rynku.

Opel Omega

Druga generacja Omegi to jeden z najczęściej wymienianych samochodów, jeśli chodzi o tanie gruzy do driftingu. Jest ich dużo, są bardzo tanie (ok. 5 tys. zł) i mają silniki o przyzwoitych parametrach. Przeszkodą w nauce driftu może być spora waga pojazdu, która wynosi około 1,5 tony.

Mercedes W202

Oto kolejna propozycja „driftowozu” w cenie dobrego ekspresu do kawy. Silniki benzynowe w modelu W202 zaczynają się od 1,8 litra i mocy 122 KM, więc przy odpowiednich warunkach atmosferycznych jest się czym pobawić.

Volvo 240

Podobno żadne zestawienie trylnonapędowych gruzów nie może się obyć bez starego Volvo, więc niech tak będzie i tym razem. Najpopularniejszym i najczęściej modyfikowanym modelem jest 240. Problem w tym, że jest ich coraz mniej i coraz częściej spotykamy je na żółtych blachach, a co za tym idzie, są coraz droższe. Łatwiej znaleźć model 740, który kupimy za około 7 tys. zł.

Od primaaprilisowego żartu do rzeczywistości. Hyundai iMax N „Drift Bus” lata bokiem z 8 osobami na pokładzie!

Okazuje się, że kupno taniego RWD, które dostarczałoby choć trochę frajdy, jest coraz trudniejsze. Na listę tanich gruzów nie kwalifikuje się większość „japończyków”, które z różnych powodów obrosły kultem i ich dzisiejsze ceny momentami ocierają się o śmieszność. Na listę nie trafiły też pojazdy pokroju FSO Poloneza, Fiata 125 czy Łady 1500, bo mimo tylnego napędu, nie mają one zbyt wiele wspólnego ze wspomnianą frajdą. Wybór byłby szerszy, gdyby zwiększyć budżet z kilku do kilkunastu tysięcy złotych.

Za mniej niż 20 tys. zł można kupić np. Forda Mustanga z silnikiem 3,8 litra o mocy 150 KM lub wyższej. Amerykański wierzchowiec jest stosunkowo tani, mocny, ma napęd na tył i jest brzydki – czyli w sam raz do nauki jeżdżenia bokiem.

To idealny przepis na epicki drift! Potrzebne składniki: Ford Sierra, szalony Rosjanin i sroga zima. Całość dobrze wstrząsnąć!

Przeczytaj również