Igor Szmidt Igor Szmidt 11.08.2020

SEAT Leon czwartej generacji - kojąco znajomy, a jednak zupełnie inny

SEAT Leon czwartej generacji - kojąco znajomy, a jednak zupełnie inny

SEAT Leon czwartej generacji - kojąco znajomy, a jednak zupełnie inny

SEAT Leon

Hiszpańska marka nigdy w historii nie była w lepszej formie. Jest to poniekąd zasługą trio SUV-ów, które pojawiły się w ostatnich latach. Arona, Ateca i Tarraco pozwoliły znaleźć SEAT-owi niezliczoną rzeszę nowych klientów. Mimo to, SEAT Leon to wciąż jeden z ważniejszych modeli w gamie producenta z Hiszpanii, a my mieliśmy okazję wypróbować jego najnowszą generację.

Obecni właściciele SEAT-a Leona znajdą mnóstwo rzeczy, które z marszu polubią w samochodzie nowej generacji. Musimy jednak zaznaczyć, że auto pod względem swojej dynamiki, komfortu i elegancji bardzo przypomina poprzednią generację. Z pewnością jest jednak dużo bardziej atrakcyjny (i tańszy) od swojego konkurenta – Volkswagena Golfa. 

Rodzinny hatchback był jednym z pierwszych hitów marki w okresie własności koncernu VW. Model ten rozwinął się najbardziej przy okazji trzeciej generacji, która zaprezentowana została w 2012 roku. Leon przyjął wówczas platformę MQB i nieco bardziej zawadiacki wygląd, który wyróżnia go od swoich kolegów ze stajni – Skody Octavii i Volskwagena Golfa. 

Teraz nadszedł czas, aby czwarta generacja Leona skorzystała z tych sukcesów i pchnęła SEAT-a do kolejnych rekordów sprzedaży. 

Każdy, kto zna Leona, powinien zobaczyć wystarczająco dużo jego DNA w modelu czwartej generacji. Z przodu co prawda zastosowano inne wykończenie i większy rozstaw osi, ale profil samochodu jest kojąco znajomy. Z tyłu znajdują się wyraźniejsze linie, wspomagane przez ostre światła, które są połączone pojedynczą wiązką światła. Po otwarciu pojazdu daje ona animowane powitanie. 

Nie nam oceniać, czy Leon wygląda dobrze, czy nie, ale z pewnością jest wyraźnie „seatowski” i bardzo charakterystyczny w zatłoczonej, nieco przynudnawej klasie. To na plus! 

Nowa gama modeli zaczyna się od 3-cylindrowego silnika benzynowego o pojemności 1 litra, ale większość samochodów pod maską będzie miała czterocylindrowy, 1-5litrowy silnik oznakowany TSI Evo. Jest on dostępny w trzech wersjach: 130 KM i 150 KM w specyfikacji tradycyjnej oraz mild hybrid (48 wolt). SEAT nie zapomniał też o 2-litrowym 120-konnym Dieslu. 

W dniu premiery poznaliśmy uproszczona gamę poziomów wyposażenia. Począwszy od SE, która obejmuje 16-calowe felgi aluminiowe, reflektory LED, 8-calowy system multimedialny z dwoma portami USB, łączność ze smartfonem, elektrycznie składane i podgrzewane lusterka oraz skórzaną kierownicę i system obsługi bezkluczykowej. 

W SE Dynamic otrzymamy z kolei 17-calowe felgi, 10,25-calowy wyświetlacz na desce rozdzielczej, 10-calowy ekran multimediów, przednie i tylne czujniki parkowania oraz przyciemniane tylne szyby. 

Testowana przez nas wersja FR stara się wyglądać jak rasowy hothatch, z bardziej sportową, 17-calową konstrukcją felg, agresywnymi zderzakami i niższym prześwitem ze sportowym zawieszeniem. Ponadto, wersja FR obejmuje także większą liczbę portów USB, trójstrefową klimatyzację i więcej technologii oświetlenia LED. 

SEAT planuje w przyszłości wprowadzić też jeszcze bardziej dynamiczną wersję FR Sport oraz luksusowe Xcellence i Xcellence Lux, pod których maskę trafi 150-konny Diesel i przynajmniej jedna benzyna z hybrydą plug-in. 

Pod maską testowanego przez nas egzemplarza znajduje się skromniejszy, 130-konny 1.5 TSI Evo w wersji FR z automatyczną skrzynią biegów. 

W ruchu Leon sprawia wrażenie znajomego dla wszystkich tych, którzy jeździli poprzednią generacją. Pod pewnymi względami to dobra wiadomość; czterocylindrowy silnik jest dostatecznie wyrafinowany, a inżynierowie SEAT-a utrzymali, lub nawet nieco poprawili, reakcję układu kierowniczego.

Jeśli założeniem było, aby reakcje Leona wydawały się ostrzejsze niż w przypadku ostatniego Golfa, to zostało to osiągnięte. FR jest dość sztywny, nisko osadzony, dzięki czemu dobrze trzyma się w ryzach nawet na szybszych i bardziej krętych partiach.

Nie oznacza to jednak, że ta specyfikacja jest idealna na polskich drogach. Podwozie Leona nie zmieniło się zbytnio, więc wciąż na głębszych dziurach poczujemy dyskomfort. Miejscami pojawia się też hałas, choć nie jest on zbyt uciążliwy. Dodatkowy skok zawieszenia nadałby z pewnością Leonowi bardziej tolerancyjny charakter.

Wewnątrz znajdują się dobrze znane ostre kąty i zagięcia na desce rozdzielczej. Nie są one zbyt przytulne, ale na pewno nadają Leonowi odpowiedniego wyrafinowanego i sportowego charakteru. Ekran multimediów jest dobrze usytuowany, jest wystarczająco wyraźny i odpowiednio reaguje. 

Cyfrowe instrumenty są łatwe do odczytania, choć sam panel wyświetlacza na desce rozdzielczej wygląda na trochę mały. Trochę tak, jakby przestrzeń została zaprojektowana dla większych konwencjonalnych tarcz. 

Skok jakościowy względem odchodzącego Leona jest niewielki, a w większości miejsc znajdują się miękkie w dotyku materiały. Znajdą się też twarde tworzywa sztuczne, które nie stanowią milowego kroku w stosunku do trzeciej generacji. 

To samo można powiedzieć o wnętrzu – przestrzeń bagażnika jest użyteczna, ale nie robi szału.  380 litrów to pojemność, którą zarówno Volkswagen jak i SEAT uważają za odpowiednią dla samochodu rodzinnego. Inną strategię obejmuje w tym aspekcie Skoda. W Leonie są jednak przydatne schowki, w tym głęboka podstawka do ładowania dużych smartfonów. Dłuższy rozstaw osi SEAT-a daje nieco więcej miejsca na nogi z tyłu, więc komfort dla podróżujących względem poprzednika będzie lepszy. 

Werdykt

Nowa generacja Leona jest więc z pewnością lepsza od poprzedniej, jednak miejscami możemy odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z potężnym liftingiem, aniżeli całkiem nową konstrukcją. Jego główny urok z pewnością będzie bazował na stosunku jakości do ceny. 

Przeczytaj również