Igor Szmidt Igor Szmidt 14.05.2021

Kiedy poznasz genezę nazwy, spojrzysz na niego w zupełnie inny sposób - Mustang Mach E

Kiedy poznasz genezę nazwy, spojrzysz na niego w zupełnie inny sposób - Mustang Mach E

Kiedy poznasz genezę nazwy, spojrzysz na niego w zupełnie inny sposób - Mustang Mach E

Kiedy poznasz genezę nazwy, spojrzysz na niego w zupełnie inny sposób – Mustang Mach E

Parę miesięcy temu mieliśmy okazję na własne oczy przekonać się, jak prezentuje się najnowszy samochód Forda, o który było i nie ma co ukrywać, dalej jest dość sporo szumu. Na ten temat możecie przeczytać w tym artykule (link do poprzedniego tekstu o Mustangu). Pierwsza ciekawość zaspokojona, ale mimo to wychodząc ze studia, gdzie odbyła się sesja fotograficzna, na usta cisnęło się tylko jedno pytanie… “Kiedy będzie można faktycznie go przetestować?” Ford nie kazał nam długo czekać i gdy niedawno trafiło do nas pytanie o chęć wzięcia udziału w teście, odpowiedź mogła być tylko jedna…

Szybkie wprowadzenie, parę faktów dotyczących rosnącego udziału samochodów elektrycznych lub też zelektryfikowanych na rynku, kluczyki do ręki i po kilku chwilach stałem już przed rzędem lśniących Mustangów na podziemnym piętrze parkingu. Bateria naładowana na full – w drogę.

Szybka konfrontacja z oszałamiających rozmiarów ekranem centralnym pozwoliła w zasadzie już po kilkuset metrach przejechanej trasy wysnuć pierwsze wnioski. Ekran multimedialny Mach E, często złośliwie nazywany jest “tabletem”. W tym wypadku jest to jednak high-endowy sprzęt, responsywny i szybki. Nowy system multimedialny Forda jest ponad dwa razy szybszy od poprzednika i jest do zauważalna różnica. Posługiwanie się tym tabletem jest intuicyjne, a wszystko co wyświetla się na ekranie, dzieje się tak jakbym sobie tego życzył, czyli błyskawicznie.

Nie chcę polemizować na temat słuszności stosowania ekranów dotykowych zamiast tradycyjnych, fizycznych przycisków i pokręteł jako centrum dowodzenia. Mimo że wizualnie ekran jest bardzo czytelny, to pamiętajmy, że dość duża powierzchnia, a także złożoność menu będzie wymagała trochę czasu, żeby szukanie interesującej opcji nie odrywało zbytnio naszej uwagi od prowadzenia. 

Minęły już czasy kiedy Android Auto lub Apple CarPlay były towarem deficytowym. Teraz mamy je wszędzie i oczywiście nie mogło zabraknąć ich w Fordzie. Muszę przyznać, że korzystanie z map Googla na takiej przekątnej ekranu to przyjemność. Centralny ekran to bez wątpienia miejsce, wokół którego wszystko się kręci, kierowcę wspomaga jednak też zdecydowanie bardziej ascetyczny wyświetlacz tuż za kierownicą. Tutaj znajdziemy najważniejsze informacje, takie jak oczywiście zasięg, prędkość ustawienia tempomatu czy wskazania z nawigacji. Na tym jednak jego możliwości się kończą, ponieważ w żaden sposób nie możemy go spersonalizować, trochę szkoda.

Doskonale zdaję sobie sprawę jak to zabrzmi, ale bardzo ciekawym elementem wnętrza Mustanga Mach E jest jego deska rozdzielcza, a mówiąc dokładniej jej wykończenie. Tekstylny materiał, którym jest pokryta od razu rzucał się w oczy osobom, które miały okazję zajrzeć do środka, a całość cieszyła się przy tym bardzo dobrym przyjęciem. To po prostu coś innego, coś co wprowadza we wnętrzu swego rodzaju poczucie przytulności.

Środek samochodu, jakość materiałów, ich faktura, intrygujące kształty boczków drzwi to kawał dobrej roboty. Ford wykończeniem wnętrza elektrycznego konika pokazuje innym, jak to się powinno robić. Dużym atutem elektrycznego samochodu jest kompletnie płaska podłoga dzięki czemu miejsca na tunelu środkowym jest jeszcze więcej. Docenią to także pasażerowie podróżujący z tyłu, ponieważ tył także pozbawiony jest charakterystycznego garba, dzięki któremu jazda na środkowym miejscu nie należała do przyjemności. Wrażenia akustyczne w tego typu samochodzie powinny opisywać jedynie szum wiatru i szmer opon. Może to tylko moje wrażliwe ucho, a może jednak zauważalny “stopień” między szybą czołową, a dachem sprawiały jednak, że przy prędkości autostradowej dało się słyszeć tego szumu więcej niż go być powinno.

Większość z nas nie wykorzystuje rodzinnego samochodu jako miejsca do medytacji i włącza muzykę, a ta, jak to w Fordzie, rozbrzmiewa bardzo, ale to bardzo dobrze. Spore głośniki systemu Bang & Olufsen skryte w drzwiach idealnie dogadują się ze świetnie spasowanymi elementami tapicerki i wszystko gra czysto zamiast wpadać w niepotrzebny rezonans – duży plus.

Słowa Forda na temat globalności modelu Mach E, jak widać wzięto na poważnie. Auto stworzone jest według standardów do jakich przyzwyczaiły nas inne europejskie koncerny. Tandeta, nawiewy z Fiesty – możecie zapomnieć, to auto zadowoli nawet tych wymagających klientów.

Testowany przez nas model nie mógł narzekać na brak zainteresowania na drodze, ale to na pewno po części zasługa faktu, że wyjechaliśmy Mustangami na polskie drogi jako jedni z pierwszych. Muskularna sylwetka, dość spore, lecz nie przesadne gabaryty, charakterystyczne lampy i emblemat galopującego konia mogą się podobać i mówiąc całkiem szczerze, trafiają także w mój gust. Błąd, jaki popełniają niektórzy to rozpatrywanie tego samochodu w kategorii “czarna owca w rodzinie Mustangów”. Kiedy przeanalizujemy kampanię Forda, która kreuje wizerunek elektryka, możemy się dowiedzieć, że firma decydując się na swój pierwszy, stworzony od podstaw model elektryczny, traktuje go jako kamień milowy w motoryzacyjnej spuściźnie. Skoro to nasz pierwszy samochód “nowej ery” nie możemy nazwać go inaczej niż ikona, z którą firma kojarzona jest od 1962 roku. 

Fordy przyzwyczaiły nas nie tylko do dobrego nagłośnienia, ale przede wszystkim do bardzo pewnego prowadzenia. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Samochód chętnie pokonuje zakręty nawet przy większych prędkościach, ale wygodne kanapowe fotele, jak na SUVa przystało, szybko przypomną nam kiedy zaczynamy przesadzać. Nie pozostaje nic innego jak z utęsknieniem wypatrywać wersji GT z kubełkami Recaro.  Zawieszenie dobrze tłumi nierówności, samochód ma dość spory prześwit, co w połączeniu z oponami o pokaźnym profilu zdecydowanie w tym pomaga.

Będąc przy oponach warto zwrócić na to, że nie są przesadnie szerokie, a co za tym idzie, przy odrobinie chęci i wprawy można łatwo wprowadzić tył samochodu w kontrolowany, elektrycznie cichy poślizg. Nie bez znaczenia jest fakt, że testowany model wyposażony był w układ napędu na wszystkie cztery koła i wysyłanie większej mocy na tylne koła, to taki drobny ukłon w stronę spalinowego brata.

 

Silniki elektryczne o łącznej mocy 351 koni pozwalają na rozpędzenie tego blisko dwutonowego SUV-a do setki w czasie 5,8 sekundy. Auto płynnie rozpędza się do 200 kilometrów na godzinę, serwując nam maksymalny moment obrotowy (580Nm) tuż po wciśnięciu pedału gazu. Wigoru zaczyna mu brakować dopiero w okolicach 180 kilometrów na godzinę. Odmiana GT w wersji Performance Edition ma osiągać moc 480 koni mechanicznych, które rozpędzą auto do 100 km/h czasie 3,5 sekundy. 

Wszystkie te konie trzeba czymś jednak nakarmić. Deklarowany zasięg testowanego Mustanga Mach E w wariancie AWD z większym akumulatorem (99 kWh), to 540 kilometrów. Po kilku dniach spędzonych z autem mogę stwierdzić, że realny zasięg (50% trasa, 50% miasto) to około 350 kilometrów. Mówimy to oczywiście o spadku poziomu mocy do pułapu 10-15%. Schodzenie poniżej polecam jedynie zawodnikom o naprawdę mocnych nerwach.

Mimo że trasę starałem się pokonywać nie przekraczając 140 kilometrów na godzinę, to dało się zauważyć, że przy wyższych prędkościach na jeden kilometr, który znikał z nawigacji, przypadały 2-3 z zasięgu jakim dysponował samochód. Czy 350 kilometrów w cyklu mieszanym to wynik zadowalający? I tak i nie. Wydaje mi się, że 50-70 kilometrów więcej pozwoliłoby na mniejszy dyskomfort przed tym, że zabraknie nam prądu. Mustanga możemy oczywiście w dowolnym momencie doładować i to na co najmniej 3 sposoby. 

Pierwszy z nich skierowany jest do osób, które autem jeżdżą co drugi dzień, bo naładowanie akumulatora przy pomocy zwykłego gniazdka może zająć ponad dobę. Drugi wariant wymaga zamontowania od właściciela tak zwanego “wallboxa”, o większym poborze prądu. Pozwoli on jednak na naładowanie auta do pełna w niespełna 8 godzin. Trzeci i najbardziej powszedni wariant to sieć ładowarek, a w tym również tych szybkich! Naładowanie samochodu podpiętego do ładowarki 100kW, od 20-80% powinno zająć nam około godziny. Ok, a co z pozostałymi 20%. No te wymagają od kierowcy pokładów anielskiej cierpliwości i grubej książeczki sudoku. Ostatnie procenty wtłaczane są do akumulatora zdecydowanie wolniej, dzięki czemu dłużej będzie cieszył się on dobrą sprawnością. Chcąc naładować się do pełna należy spędzić przy ładowarce kolejną godzinę z kawałkiem.

Jeśli tylko lubisz sudoku, masz dom z garażem, lub możliwość ładowania samochodu na parkingu w biurowcu, to kompletnie nic nie powinno cię zniechęcić. Mustang Mach E, to samochód, który będąc rodzinnym SUVem, wygląda bardzo odważnie, jest świetnie wykończony, ma w środku ogrom miejsca i dwa bagażniki (silnik zrobił miejsce dla bagażnika znanego z nowej Pumy). Myślę, że warto go wybrać jeszcze zanim ulice zrobią się ich pełne. 

Tekst i zdjęcia: Rafał Łakus

Przeczytaj również