Fotoradar już nie tak opłacalny?
Żółta skrzynka przy drodze od zawsze była uważana za rządową skarbonkę. To najprostszy sposób na to, aby wyciągnąć dużą ilość pieniędzy od obywateli, bowiem ci sami wpadają niczym mucha na lep. Pretensje mogą mieć wówczas jedynie do siebie, a nie do nikogo innego, że zabiera im pieniądze. Dla państwa informacja o mniejszej ilości mandatów z fotoradarów jest jednak bardzo zła.
To znacznie mniejsze wpływy, które sprawią, iż pieniędzy trzeba będzie szukać gdzieś indziej. Można spodziewać się tego, że do akcji wkroczy policja, która będzie zobowiązana wystawiać więcej mandatów. Skoro fotoradar nie jest w stanie zarobić odpowiedniej kwoty, to trzeba sięgnąć po nią inaczej.
Z drugiej strony można mówić o pewnym paradoksie. Z jednym strony wymagana jest bezpieczne jazda od kierowców, ale gdy ta się taka staje, to staje się to nieopłacalne dla budżetu państwa. Jeżeli liczba zdjęć z fotoradarów będzie spadała rok po roku to dobrze dla życia i zdrowia ludzi – tylko i wyłącznie. A rząd będzie musiał sięgnąć po pieniądze kierowców w inny sposób, aby zrównać straty i mieć ”łatwy pieniądz”.
Zmiana przepisów podziałała
Oczywiście trzeba mieć też na uwadze jedną istotną rzecz. Mniejsza ilość mandatów wcale nie musi do końca oznaczać, że będą mniejsze wpływy. Kierowcy jeżdżą bezpieczniej i to cieszy, ale ten kto załapie się na karę, płaci już znacznie większa niż wcześniej. Tym samym straty można uznać za wyrównane.
Mało tego – w przypadku recydywy, kwota za mandat jest znacznie większa i pokrywa kilka ”potencjalnych mandatów”. Kierowcy wciąż muszą się pilnować, jeździć wolno, nie dać się łapać na fotoradar i stosować się do przepisów. To najprostsza droga do tego, aby statystyki wciąż spadały pod każdym względem.