Miasta teraźniejszości, a nie przyszłości
Jeżeli ktoś powie, że za kilkanaście lat we wszystkich miastach będziemy poruszać się wyłącznie z prędkością 30 km/h, to wcale nie musi bredzić. Coraz więcej miast dąży do tego, aby ograniczać prędkość do możliwie jak najniższej, aby przy tym jak najbardziej rozsądnej. I to właśnie 30 km/h to prędkość, która ma być… niemal wszędzie.
Najbardziej z tymi przepisami prą w przód Niemcy. Tamtejsze samorządy chcą same wprowadzać tego typu ograniczenia na własną rękę. Na ten moment jest to jednak niemożliwe, bowiem przepisy pozwalają to robić władzą federalnym, a nie samorządowym. Co daje niższa prędkość? Od czystszego powietrza, przez mniejszy hałas, oszczędności w spalaniu benzyny po zwiększenie płynności ruchu.
Najważniejsze jest jednak bezpieczeństwo innych uczestników ruchu drogowego. Jadąc 50 km/h szanse na zabicie drugiej osoby wynoszą 50 procent. Z kolei jeżeli miasta wprowadzą 30 km/h, wtedy pieszy czy rowerzysta ma 90 procent szans na przeżycie. Zdecydowanie więcej widać plusów, niż minusów, lecz kierowców na pewno zaboli wolniejsza jazda.
Wszyscy zwolnimy dla naszego dobrego
W Polsce także już kilka lat temu pojawiły się tego typu strefy. Obowiązują one w kilku miastach i trzeb przyznać, że się przyjęły. Jako jeden z przykładów można podać Katowice, gdzie niewyobrażalne było dla wielu, że przyniesie to efekt. Okazało się, że da się jeździ 30 km/h i są tego efekty. Nic więc dziwnego, że zyskuje to na popularności.
Nie można wykluczyć, że Unia Europejska z czasem sama zainteresuje się tematem. Może wówczas odgórnie wprowadzić przepisy, które nakażą zmniejszanie prędkości w najbardziej zatłoczonych miastach.