– Wierzę, że dzień, w którym zobaczymy klasę w pełni elektrycznych samochodów rajdowych lub nawet rajd tylko z elektrykami nie jest taki odległy – twierdzi Thomas Weng w rozmowie z Davidem Evansem z „Autosportu”. – Zdaję sobie sprawę, że rajdowym purystom może nie spodobać się to, co się dzieje, ale nie mamy innego wyboru niż zająć się tą technologią, jeżeli chcemy, aby nasz motorsport oraz biznes przetrwały.
Warto przypomnieć, że spalinowy Mirage R5 nie okazał się sukcesem. Samochód jest dopuszczony tylko w regionalnych mistrzostwach, ponieważ homologacji nie chce dokonać centrala Mitsubishi. To jest wymogiem ze strony FIA, aby dopuścić pojazd do Rajdowych Mistrzostw Europy lub WRC2. Być może auto z nowymi technologiami nie będzie już tak niechcianym dzieckiem dla japońskiego koncernu, który w WRC wystawiał fabryczny zespół do 2005 r.
Tak czy inaczej elektryczna R5-tka na bazie Mitsubishi Mirage ma być wyposażona w dwa silniki elektryczne przy każdej osi. Razem będą generować 250 kW mocy (ok. 340 KM) i 600 Nm maksymalnego momentu obrotowego.
– Jednym z największym wyzwań nie jest konstrukcja, a sposób ładowania baterii i zasięg, jaki dzięki nim będzie można osiągnąć – zauważa Weng. – Mimo to, konstruktorzy muszą od czegoś zacząć i ważnym jest, aby ta technologia się rozwinęła, abyśmy mogli pchnąć do przodu projekty oparte o alternatywne paliwa i sposoby zasilania. Na szczęście duża część tej technologii jest już dostępna, dlatego wydaje się to dość prostą konwersją. Jeżeli to wszystko połączymy to moglibyśmy przygotować prototyp na początku września.
Szwedzki projekt to kolejna próba elektryfikacji rajdów samochodowych. Niedawno także brytyjski M-Sport ujawnił, że rozwija tę technologię na bazie Forda Fiesty R5. Z kolei już od 2014 r. austriacka ekipa pod przewodnictwem Manfreda Stohla rozwija elektrycznego Peugeota 207 S2000, który już zaliczył wiele jazd testowych.
Tekst: Marcin Zabolski
Tagi: Mitsubishi, Mitsubishi Mirage R5e, samochody elektryczne, r5