Kiedy więc pojawiła się okazja do przejechania się nowym Passatem B8 2.0 TDI 4Motion nie mogłem odmówić. Choć nigdy nie byłem szczególnym fanem Volkswagena, chciałem w końcu dowiedzieć się jak to jest z Passatem. Wcześniej jeździłem Jettą w dieslu, która była ok, oraz Golfem R, który mnie rozczarował, więc w sumie wsiadając do B-ósemki miałem otwartą głowę i brak utartej opinii.
Na początek pogadajmy o wyglądzie. Volkswageny nigdy nie miały być piękne, w końcu w bezpośrednim tłumaczeniu to samochód ludu, więc raczej nie należy się spodziewać, że będą szokować stylistyką, skoro mają trafiać do przeciętnego Kowalskiego. Jaki jest Passat każdy widzi – dla mnie trochę nudny, zarówno z zewnątrz, jak i w środku, jednak na samochody się nie patrzy – samochody się kocha.
Passat zyskuje bardzo mocno zyskuje, kiedy jeszcze przed naciśnięciem startera zaczniemy przyglądać się jakości wykonania deski rozdzielczej i tapicerki. Nie ma się do czego przyczepić, a jest wręcz całkiem nieźle. Od osoby, która z samochodami nie jest za pan brat usłyszałem wręcz, że wnętrze jest fajnie. Pomińmy kwestie klimatyzacji i dotykowego komputera pokładowego, który jest intuicyjny i działa jak należy, bo to praktycznie standard w większości nowych samochodów. Mi się spodobały wstawki o strukturze włókna węglowego, choć nie bardzo rozumiem dlaczego zrobiono je w srebrnym kolorze – zwykłe czarne byłyby lepsze, dla kogoś, kto lubi szybkie auta, zwłaszcza że nie siedziałem w podstawowej wersji, a najmocniejszym TDI o mocy 240 koni mechanicznych.
Po wciśnięciu startera silnik budzi się do życia z niezłym jak na diesla pomrukiem. Nie ma lipy, a potem robi się tylko lepiej. Auto ze skrzynią DSG waży ponad 1700 kilogramów, jednak niutonometry, który jest aż 500 robią swoje i do setki polecimy w niewiele ponad 6 sekund. To już całkiem skowyrny wynik i poziom, który potrafi wywołać uśmiech na twarzy nawet u ludzi ze sportowym zacięciem. Pamiętajmy przy tym, że mówimy tutaj o combi, którym można bez problemów zabrać naszą lepszą połówkę i dwie pociechy na wakacje i w którym nie szczędzono takich bajerów jak np. standardowe gniazdko elektryczne, więc prądu w trasie nie zabraknie nam nawet, jeśli nie będziemy mieli ładowarek samochodowych.
Ważniejsze jednak od samej mocy (240 KM) jest to, że inżynierowie Volkswagena z każdym kolejnym modelem coraz mocniej pokazują swoje możliwości, przez co uśmiech z twarzy nie znika nawet, gdy na drodze pojawią się zakręty. Z napędem 4×4 samochód poklei bardzo dobrze nawet na górskiej drodze i jedynym problemem mogą być w tym momencie krzyki pasażerów. Samo zawieszenie jest zresztą idealnym kompromisem pomiędzy właściwościami jezdnymi i komfortem w kabinie, gdyż przejeżdżając po martwych policjantach czujemy tylko lekkie puknięcie kół, więc jest bardzo mięciutko, natomiast na zakrętach przechyły są bardzo niewielkie. Koniec końców z tego powodu bardzo trzeba uważać podczas jazdy tym autem na drogach dwu pasmowych – prędkości nie czuć w ogóle i nawet jeśli będziemy uważać, to można narazić się na spory mandat. Kiedy zaś jedziemy boczną drogą i przemierzamy kolejne kilometry z ustawowym 90 km/h to w kabinie jest tak spokojnie, jakby samochód stał na parkingu – silnika nie słychać podobnie jak szumu powietrza, bo Passat jest bardzo dobrze wyciszony.
Z każdym kolejnym kilometrem za jego kierownicą coraz bardziej wpadałem w podziw. Nie tyle nad samym autem, co nad tym jak bardzo mi się podoba jazda nim. Można zrobić wóz, który będzie dobry w trasę i da przy tym trochę zabawy kierowcy, który lubi czasem polecieć na granicy (lub i poza) przyczepności? Volkswagen pokazał, że można i to za całkiem rozsądne pieniądze.
Paweł Zając