Dziś oddajemy szacunek upadłym modelom, które wywoływały szybsze bicie serca u każdego motoryzacyjnego fana. Mimo to, nie zdołały się utrzymać na rynku.
Smart Fortwo
W dniu swojej prezentacji w 1998 roku został od razu okrzyknięty rewolucyjnym. Smart chwalony był za swój niewielki rozmiar (można go zaparkować prostopadle do chodnika). Był postrzegany jako duchowy następca oryginalnego Mini czy Fiata 500.
Wydaje się jednak, że te ciepłe słowa nie były w stanie uratować uroczego Smarta. Mercedes umieścił mały miejski samochód na kartach historii, bo po prostu produkuje podobne, lepsze modele jak klasa A czy nadchodzące kompakty. Mały Smart mógłby za nimi po prostu nie nadążyć.
Volkswagen Golf R
Zawsze w cieniu swojego bardziej znanego i popularnego brata Golfa GTI – „R” pojawił się na scenie w 2012 roku z mocą 256 koni mechanicznych generowanych z czterocylindrowego silnika. Było to wystarczające, aby wyprzedzić samego GTI.
Wszyscy jednogłośnie stwierdzili jednak, że GTI ma dużo przyjemniejsze wrażenia z jazdy, więc choć „R” był bardzo zdolny, nie był w stanie zasłużyć na gigantyczną reputację jaką cieszy się GTI.
Nowy Volkswagen Golf GTI uchwycony na Pętli Północnej Nurburgringu
W obliczu malejącej sprzedaży i polityki odchodzenia od silników benzynowych, Volkswagen potwierdził odejście R ze sprzedaży na początku tego roku. Wyjaśnił, że jeśli kiedykolwiek do nas wróci, to w postaci elektryka.
Corvette C7
Od chwili premiery w 2014 roku Corvette wprowadziła amerykańskie supersamochody na poziom bardziej wyrafinowanych europejskich rywali. Genialny Stingray uratował Corvette przed spotkaniem się z brzydkim końcem, czego nie możemy powiedzieć o innych markach GM takich jak Pontiac czy Oldsmobile.
Ugruntował również swoje miejsce w historii jako najprawdopodobniej ostatnia Corvette z silnikiem z przodu. Ponieważ Chevrolet ma zamiar przejść na układ z silnikiem centralnie zamontowanym, co bardziej pasuje do europejskiego supersamochodu.
Mercedes AMG SL 63
Choć dopiero co został poddany faceliftingowi, rakieta bez dachu Mercedesa dotarła do końca linii produkcyjnej. SL został wycofany z produkcji na początku tego roku. Wprowadzony na rynek w 2013 r. skrywał pod maską podwójnie turbodoładowany 5,5 litrowy silnik V8.
Genialny motor produkował oszałamiające 537 koni mechanicznych, które pozwalały rozpędzić się do 100 km/h w nieco ponad 4 sekundy. Po śmierci SL zasilanego silnikiem V12 było jasne, że V8 to tylko przedłużenie jego drogi. Krążą jednak plotki, jakoby Mercedes planował prezentację następcy SL, więc pozostaje nam tylko trzymać kciuki.
Jaguar XJ
Po ponad 50 latach i licznych generacjach można śmiało powiedzieć, że XJ miał już dziewiąte życie. Był uosobieniem elegancji dla kadr kierowniczych przez pół wieku. Był wszystkim, czego oczekiwano od dużej przytłaczającej limuzyny do tego stopnia, że wybierali ją premierzy, dyrektorowie oraz rabusie banków.
Jednak we współczesnym świecie nie ma miejsca na dużego sedana pożerającego benzynę, dlatego Jaguar wstrzymał produkcję XJ. To pozwoliło zrobić miejsca na zupełnie nową elektryczną ofertę, którą Jag planuje wprowadzić w 2020 roku.
Alfa Romeo 4C
Dzięki temu samochodowi włoska firma złapała drugi oddech w Stanach Zjednoczonych i kandydowała do jednego z najlepiej wyglądających samochodów ostatniej dekady. Alfa Romeo 4C ostatecznie jednak odchodzi do lamusa.
W świetle szybko malejącej sprzedaży i malejącego popytu Alfa wycofała samochód z produkcji w tym roku. Wszystko to by zrobić miejsce w broszurze dla samochodów takich jak nadchodzący Tonale. I skupić się na obecnych modelach – Stelvio i Giulia.
Jedyny plus jest taki, że zostawili po sobie niesamowity samochód, który może zyskać status klasyka nawet w ciągu kilku najbliższych lat. To sześć najlepszych samochodów, które musimy pożegnać wraz z końcem roku 2019.