Wszystko to zaczęło się od kontroli Daniela Gawła, który jadąc swoim Fordem Mondeo został zatrzymany w miejscowości Boleszkowice.
– Funkcjonariusz zmierzył prędkość urządzeniem iskra 1 – relacjonował dla portalu dziennik.pl Artur Mezglewski, ze Stowarzyszenia Prawo na Drodze, do którego kierowca zgłosił się o pomoc. – Pomiar rzekomo wykazał, że kierujący jechał w obszarze zabudowanym z prędkością przekraczającą dopuszczalną o 55 km/h. Po zatrzymaniu funkcjonariusz okazał kierowcy wyświetlacz radau z widniejącą na nim prędkością 95 km/h. Kierowca Mondeo zauważył też liczbę 27 oznaczającą liczbę sekund, które upłynęły od pomiaru.
Gdzie w takim razie pojawiła się nieprawidłowość?
Według relacji kierującego Fordem Mondeo, ten wiedział o kontroli w Boleszkowicach, dlatego jechał zgodnie z przepisami. – Owszem, Ford Mondeo jechał z prędkością 95 km/h, ale na odcinku poprzedzającym znak z ograniczeniem prędkości i informacją o terenie zabudowanym. Policjant właśnie wtedy wykonał pomiar – na co zresztą wskazuje czas od dokonania pomiaru – mówił dla dziennik.pl szef Stowarzyszenia.
– Ustawili się 380 metrów za znakiem. Iskra ma zasięg do 800 metrów, a w praktyce to prawie kilometr – komentował sam zainteresowany. Policjant zaproponował kierowcy mandat w wysokości 500zł, ten jednak go nie przyjął, a sprawa została skierowana do sądu rejonowego w Myśliborzu. Po trzech rozprawach w sprawie o wykroczenie kierowca ostatecznie został uniewinniony, a kosztami sądowymi obarczono Skarb Państwa.
– To pierwszy taki przypadek od kiedy obowiązują przepisy o zatrzymaniu prawa jazdy za tzw. 50+. Wiem, że z pomocą kancelarii będzie też walczył o odszkodowanie od Skarbu Państwa. Jako stowarzyszenie zapewnimy mu wsparcie – mówił Mezglewski.
Według anonimowego prawnika, już samo pozbawienie kogoś możliwości korzystania z pojazdu zasługuje na zadośćuczynienie. – Powinna to być kwota, którą należy zasądzić bez postępowania dowodowego. W moim przekonaniu kwota ta nie powinna być niższa niż 9 tysięcy złotych (3 tys. za każdy miesiąc).
Daniel Gaweł, który jest głównym bohaterem całej historii, namawia wszystkich użytkowników dróg do zwiększania swojej świadomości. – Sam na pewno bym sobie nie poradził, bardzo pomocne okazało się wsparcie Stowarzyszenia Prawo na Drodze. To była długia i ciężka przeprawa, chwilami opadały mi ręce, ale udało się ostatecznie udowodnić prawdę. Jeśli macie choć cień wątpliwości, co do prędkości zmierzonej przez policjanta, nie przyjmujcie mandatu, nagrajcie przebieg kontroli i walczcie w sądzie – zakończył.