Podpisałem kontrakt z Peugeotem na Rajd Dakar, a po nim rozstałem się z Citroenem. Nie spodobało im się to. Potem pojawiła się szansa na starty właśnie w World RX. Myślałem o tym od jakiegoś czasu, Petter Solberg naciskał na mnie już od dawna, by tutaj wystartować. Powiedziałem więc OK. Nie chciałem wystąpić tylko w dwóch, trzech wyścigach pomiędzy przygotowaniami do Dakaru, więc wykorzystałem to w pełni – wspominał kulisy początków w WRX Sebastien Loeb.
WTCC to nie był najlepszy okres w mojej karierze, ale na pewno był interesujący. Trzeba się nauczyć zupełnie inaczej prowadzić auto, bardziej precyzyjnie, profesjonalnie. Czasami startując w rajdach, od pierwszego do ostatniego oesu nie ruszałem ustawień, nie robiłem ani jednego ,,clicka” w zawieszeniu, bo czułem się komfortowo. Tutaj zmiany są non stop. Podczas testów, przed briefingiem, po briefingu… Nie lubiłem tego. Oznaczało to sporo pracy nad ustawieniami. Co prawda spędzałem w aucie więcej czasu niż tutaj, w rallycrossie, sesje były dłuższe, ale sposób pracy, wchodzenie w straszne detale było… nudne.
Miałem ofertę od Volkswagena, kiedy dołączali do Rajdowych Mistrzostw Świata, ale Citroen zrobił wszystko, co mógł, by mnie zatrzymać. W pewnym momencie było bardzo blisko, bym podpisał kontrakt z Volkswagenem, ale ostatecznie postanowiłem pozostać w Citroenie.
O tym i o wielu innych kwestiach poruszonych przez Sebastiena Loeba przeczytacie w najnowszym wydaniu Magazynu Rajdowego WRC, który będzie do nabycia w kioskach w całej Polsce już w piątek, 28 kwietnia.