Nie tylko Wielka Brytania, ale także słoneczna Kalifornia chce podatku dla pojazdów bez paliwa
W związku z tym, że samochody elektryczne nie wnoszą do budżetów podatków, jak te korzystające z paliwa, zwraca się uwagę, że konieczne jest wdrożenie bardziej sprawiedliwego systemu opodatkowania. Ma on być oparty na przebiegu. O takim rozwiązaniu dyskutuje nie tylko Wielka Brytania. Wzrost liczby samochodów elektrycznych budzi także niepokój w stanowej kasie słonecznej Kalifornii (USA).
Nie jest tajemnicą, że sposób, w jaki te samochody wpływają na przychody do budżetu, nie stanowi powodu do zadowolenia. To dlatego, że przychody z podatku zawartego w cenie paliwa są mniejsze, a z czasem będą jeszcze maleć. Dlatego nie tylko kraje UE, a w szczególności Europa Północna z dużą liczbą pojazdów elektrycznych, poważnie rozważają zastąpienie podatku od benzyny systemem śledzenia przebiegu. W tym sposobie dostrzegają możliwość rekompensaty strat w przychodach spowodowany rosnącą liczbą pojazdów elektrycznych.
Kalifornia uruchomiła pilotażowy program nowych opłat drogowych
W amerykańskiej Kalifornii uruchomiono już pilotażowy program opłat drogowych. Wolontariusze otrzymają 400 dolarów za zainstalowanie urządzenia pozwalającego na śledzenie pojazdu lub przesłanie zdjęć przebiegu. Celem tego programu jest odzyskanie wpływów z podatku od paliwa, którego nie generują samochody elektryczne. Warto to na pewno zrobić, biorąc pod uwagę, że na drogach Kalifornii jest już 1,5 miliona samochodów elektrycznych.
Dziś właściciele pojazdów elektrycznych płacą roczną opłatę w wysokości 100 dolarów, ale to kropla w morzu w porównaniu ze średnim podatkiem od paliwa. Kierowcy pojazdów spalinowych płacą bowiem średnio trzy razy więcej rocznie.
Tymczasem pieniądze są niezbędne do tego, by utrzymać kalifornijskie autostrady w dobrym stanie. Potrzeba do tego 8-9 miliardów dolarów rocznie. Już dziś przejście na samochody elektryczne (400 000 nowych modeli w 2023 r. i spadek o 300 000 pojazdów spalinowych) zagraża temu źródłu przychodów.
Samochody bez grama paliwa też przyczyniają się do zużycia powierzchni dróg
Program pilotażowy, który oficjalnie ruszy 1 sierpnia i potrwa 6 miesięcy, będzie wymagał od uczestników comiesięcznego płacenia za przebieg za pomocą urządzenia zainstalowanego w ich samochodzie lub podłączonych systemów producenta pojazdu. Będzie możliwe także przesłanie zdjęć licznika kilometrów.
Ceny mają się różnić, bo tamtejsze władze chcą przetestować różne modele opłat. Przesłanki tego typu zmian podatkowych są zrozumiałe, ale należy się liczyć z oporem kierowców względem stosowania urządzeń śledzących. Nie ważne, że większość z nich jest już i tak śledzona przez własne smartfony i smartwatche.
Comiesięczne przesyłanie zdjęć jest mniej inwazyjne, jeśli chodzi o prywatność. Problem w tym, że to kolejny obowiązek nakładany na kierowców. W efekcie może ich zniechęcić do pojazdów elektrycznych.
Tak czy inaczej, nie tylko Kalifornia, która chce wprowadzić zakaz stosowania silników spalinowych do 2035 r., ma potrzebę załatania dziur w podatkowym budżecie. W przypadku Wielkiej Brytanii to przewidywana strata na braku podatku dla samochodów EV osiągnie 10 miliardów funtów rocznie.
Pojazdy elektryczne, jak wszystkie inne przyczyniają się do zużycia dróg. Na dodatek ich masa jest znaczna, więc może powodować większe szkody. W związku z tym kierowcy muszą się przygotować na instalację urządzeń śledzących przebieg GPS albo instalację specjalnych urządzeń na drogach, które będą sczytywać ich tablice rejestracyjne. To także dlatego, by kierowcy, niezależnie od tego, z jakiego „paliwa” korzystają, byli traktowani równo i sprawiedliwie.