Miała być wielka transformacja, ale nie zadziałała
Nie tylko pracownicy głównej marki Volkswagena martwią się o swoje miejsca pracy. Po tym, jak Audi ogłosiło, że z taśm fabryki w Brukseli nie zjedzie ostatecznie żaden inny model, sytuacja przybrała nieoczekiwany obrót. Po tym, jak zniknęły kluczyki do wyprodukowanych w tej lokalizacji pojazdów relacja pomiędzy pracownikami a władzami fabryki uległa drastycznemu pogorszeniu.
Nie jest tajemnicą, że marka premium, podobnie jak inne należące do koncernu Volkswagena narzuciła spore tempo, by zdążyć z elektryfikacją swojej oferty na czas, który UE dała producentom na realizację zielonych celów. Nieoczekiwanie okazuje się, że niski popyt i konkurencja z Chin są w stanie zagrozić realizacji tych celów. Wzajemne obarczanie się odpowiedzialnością za ten stan pomiędzy politykami UE a producentami nie przynosi rozwiązań. Efekt jednak nie może być inny, jak cięcia kosztów i utrata zatrudnienia dla tysięcy zatrudnionych w tej branży oraz dostawców współpracujących z producentami pojazdów.
Pracownicy Audi w Brukseli, którzy w poniedziałek zdecydowali się zademonstrować w Brukseli w związku z niepewną przyszłością, spotkali się ze wsparciem, na terenie całego kraju. Marka premium, która poczyniła szereg inwestycji, by przygotować zakład produkcyjny na elektryfikację oferty w 2018 roku, dziś zamierza go sprzedać. Nie będzie zatem kolebki innowacji tylko likwidacja 3000 miejsc pracy. To efekt tego, że zielona transformacja generuje koszty, ale nie generuje dochodów. Samochody elektryczne nie spotykają się z wystarczającym zainteresowaniem ze strony klientów. Pracownicy Audi Bruksela w rozmowie z prasą jasno stwierdzają, że za to płacą.
„Chcieli innowacji. Mieliśmy być zakładem pilotażowym, a dotarliśmy pod ścianę. Nie zadziałało i teraz my będziemy musieli za to zapłacić” – mówił w poniedziałek uczestnik protestu cytowany przez France24.
Pracownicy fabryki Audi w Brukseli czują się porzuceni
Nie da się ukryć, że tania konkurencja z Chin ma poniekąd wpływ na obecną sytuację na rynku pojazdów elektrycznych. Oczekiwane w listopadzie karne cła UE wobec chińskich producentów mogą zadziałać, ale raczej nie na długo. Popyt na pojazdy elektryczne spadł i to nie tylko na te od marek niemieckiego giganta. Na dodatek wszędzie podkreśla się szybki spadek wartości takich pojazdów.
Poniedziałkowy protest przeciwko zamknięciu i sprzedaży fabryki Audi w Brukseli zebrał tysiące demonstrantów. Wszyscy chcą w ten sposób wyrazić solidarność z pracownikami i podwykonawcami Audi Bruksela. Nie jest jednak tajemnicą, że nie tylko ich przyszłość w branży jest niepewna.
Związkowcy dali do zrozumienia, że oczekują wsparcia zarówno ze strony producenta z Ingolstadt, jak i ze strony polityków. To chociażby w celu opracowania planu wsparcia socjalnego dla tysięcy osób zagrożonych utratą pracy. Na razie czują się osamotnieni w swojej sytuacji.
We wtorek udało się uruchomić linie produkcyjne fabryki Audi w brukselskiej gminie Vorst. To dzięki temu, że do pracy stawiła się wystarczająca ilość pracowników, by etapami wznowić prace. Rzecznik Audi Brussels, Peter D’hoore nie krył zadowolenia z tej sytuacji, wyjaśniając w rozmowie z dziennikarzami VRT, że to najlepsze co można dziś zrobić dla fabryki Audi po tygodniach napięć.
Czasy dla branży są dziś bardzo niepewne. Sytuacja, w jakiej znaleźli się pracownicy Volkswagena i Audi wymaga od polityków UE opracowania planu działań na wypadek niepowodzenia w realizacji celów europejskiego zielonego ładu. Wiadomo, że Komisja Europejska pracuje nad nowym planem na rzecz zrównoważonego dobrobytu i konkurencyjności Europy „Clean Industrial Deal”. Ma w ten sposób zamiar zwiększyć środki na inwestycje dla producentów, ale zanim to się stanie, może już być za późno dla fabryki Audi w Brukseli. Wysokie koszty produkcji to gwóźdź do trumny dla branży, która ma silną konkurecję w postaci chińskich producentów.