Kupno takiego samochodu ma wiele zalet, ale co w sytuacji, gdy dojdzie do kolizji?
Zakup każdego samochodu, nie tylko elektrycznego wymaga obowiązkowego ubezpieczenia go na wypadek kolizji lub wypadku. Kierowcy mają do wyboru albo opłata tylko jednego obowiązkowego, albo zakup AC i OC jednocześnie. Taka kombinacja stanowi zabezpieczenie przed ewentualnymi skutkami różnych zdarzeń drogowych i chroni przed poniesieniem wysokich kosztów napraw.
Nie jest tajemnicą, że ryzyko uznania samochodu elektrycznego za całkowitą stratę ekonomiczną jest bardzo wysokie. W związku z tym warto się przyjrzeć bliżej bardzo ważnym liczbom.
Jeśli chodzi o elektryczną Dacię Spring to nowy akumulator to wydatek rzędu 32 000 zł. Gorzej będzie w przypadku Tesli, gdzie ten element może kosztować nawet blisko 90 000 zł. Tu oczywiście nie uwzględniamy kosztu robocizny w serwisie producenta. Tymczasem wielu ubezpieczycieli uznaje samochód elektryczny za „całkowitą stratę ekonomiczną”, jeśli koszt nowej baterii stanowi 70% wartości samochodu. To w przypadku polisy AC. W innych krajach jest to 50% wartości pojazdu.
Nowa Dacia Spring to dziś wydatek nieco ponad 100 tys. złotych
Nie jest tajemnicą, że Dacia Spring, która posłużyła nam za przykład to obecnie najtańszy elektryczny kompaktowy SUV na polskim rynku. Taki można dziś kupić od ręki za 109 tys. zł i odliczyć nieco na dopłatę od rządu w ramach programu „Mój elektryk”. Jeśli oczywiście się chce, to można dołożyć i kupić sobie coś od króla na tym rynku, czyli od Tesli. Tu za Model 3 trzeba zapłacić co najmniej 205 990 zł. W zamian zyskujemy dużo większy zasięg, bo nawet 513 km, o czym informuje producent na swojej stronie. Tyle że gdy przyjdzie dokonać w nim wymiany akumulatora, trzeba się liczyć ze sporym wydatkiem.
Znany jest nam przypadek właściciela Modelu 3, który najechał na kawałek gruzu i uszkodził akumulator. Serwis zażądał od niego kwoty 16 tys. dolarów. Tyle bowiem kosztował zupełnie nowy akumulator, który właściciel musiał sfinansować z własnej kieszeni. Udało mu się to zrobić za 700 dolarów w prywatnym warsztacie, gdzie mechanicy odcięli kołnierz i naprawili połączenie węża chłodziwa za pomocą mosiężnej złączki.
Dla porównania właściciel Tesli w Szkocji, ujawnił niedawno, że był zszokowany rachunkiem na kwotę 17 374 funtów (20 064 euro), który otrzymał od działu serwisowego za wymianę akumulatora w jego samochodzie. Ten dla odmiany uległ uszkodzeniu podczas ulewnego deszczu. Podobnie jak w powyższym przypadku gwarancja nie obejmowała tego typu napraw.
„Szczerze mówiąc, nie mogę uwierzyć, że to wydarzyło się naprawdę. Kiedy do mnie zadzwonili, myślałem, że dostaniemy rachunek na 500 lub 1000 funtów (…) Kiedy powiedzieli mi, że to ponad 17 000 funtów, pomyślałem, że to bardzo nieprzyzwoite. Szczerze mówiąc, serce mi się zatrzymało” – powiedział Bacigalupo, cytowany przez Edinburgh Live.
Czy zatem nawet najtańsza elektryczna Dacia to na pewno dla właściciela zrównoważony rozwój?
Uwzględniając, że ceny akumulatorów do samochodów elektrycznych są zawrotne, to może się zdarzyć, że koszt naprawy przekroczy wartość samochodu. Zwłaszcza jeśli ten nie będzie już nowy. Szokujące jest także to, że jak przeanalizował Reuters, w USA i Europie firmy ubezpieczeniowe uważają samochody elektryczne za niemal jednorazowe.
Eksperci deklarują „całkowite szkody ekonomiczne” nawet przy najmniejszym uszkodzeniu akumulatora w razie wypadku. W przypadku tych, którzy nie mają ubezpieczenia „Casco”, szkoda jest nawet całkowita. Ogólnie taką polisę można zawrzeć na pojazdy nie starsze niż 8-10 lat. Jak to się ma do zrównoważonego rozwoju, skoro naprawa pojazdów elektrycznych tak często bywa nieopłacalna? Wtedy przecież nie pozostaje nic innego, niż wyrzucić akumulator i to nawet w przypadku drobnej kolizji.
Rozważając aspekt zrównoważonego rozwoju, nie sposób pominąć kwestii składek na ubezpieczenie samochodu elektrycznego. Te, jeśli chodzi o obowiązkowe OC, to większość firm ubezpieczeniowych w Polsce oferuje tańsze polisy, niż w przypadku samochodów spalinowych. Inaczej wygląda sytuacja w przypadku AC – tu będzie o wiele drożej. To dlatego, że koszt ubezpieczenia autocasco zależy w dużej mierze od wartości pojazdu, wyższych kosztów sporządzenia kosztorysu szkody i dużego ryzyka pożaru.
Samochody z biegiem lat tracą na wartości – także te elektryczne. Prędzej, czy później przyjdzie je wstawić do serwisu. Wtedy miejmy nadzieje spotkać tam przeszkolonych fachowców, którzy nie boją się rozebrać takiego samochodu (np. po szkodzie ze zwierzyną) z obawy, że ten w czasie oględzin zacznie się palić.