Oczywiście najbardziej rewolucyjnym planem jest odejście od silników spalinowych. Jest to nieuniknione zwłaszcza przy chęci dalszego zainteresowania serią przez niemieckich producentów (Audi, BMW) oraz częściowo przez nich zależnych (Aston Martin, którego udziały ma dostarczający technologię Mercedes).
Ekstremalna wizja firmy Gerharda Bergera zakłada przyrost mocy samochodów z 600 do 1000 KM, a w zasadzie do ok. 750 kW, bo rzecz jasna chodzi o silniki elektryczne. Energia ma pochodzić nie tylko z nowoczesnych baterii litowo-jonowych, ale również ogniw wodorowych. Ma to być znakomite pole badawczo-rozwojowe do tworzenia wydajnych technologii, które w przyszłości można by zastosować w autach drogowych. W tych okolicznościach może doszłoby do historycznego wejścia Volkswagena do DTM?
Wykluczenie najsłabszego ogniwa?
Symbolicznym przełomem mogą okazać się jednak pit-stopy. Do tego zadania w ogóle mają nie być zaangażowani ludzie (obecnie 9 osób na auto). Zastąpią ich roboty, które nie tylko dokonają szybkiej zmiany koła, ale również baterii czy zbiorników wodorowych. W założeniu robot ma być nieomylny, eliminując błędy, które regularnie przytrafiają się ludziom.
To będzie jednocześnie pokaz możliwości technologicznych, ale również iskra, która może przyczynić się do stopniowego wykluczania mechaników ze sportów motorowych. W czasach, gdy roboty stają się coraz bardziej precyzyjne, rola człowieka wkrótce może zostać ograniczona jedynie do nadzorcy. Robotom nie będzie trzeba płacić pensji, ani wynajmować hotelu. Nie będę zdziwiony, jeśli niebawem taka koncepcja zainteresuje ekipy F1, którym od 2021 r. nałożono kaganiec finansowy.
Gdy się dobrze zastanowić, to można nawet dojść do wniosku, że plany włodarzy DTM wcale nie są takie wywrotowe. Elektryfikacja, autonomizacja, zastępowania ludzi maszynami to ogólnoświatowe trendy, które nie dotyczą jedynie motoryzacji, a szeroko pojętego przemysłu. Jest to zatem raczej płynięcie wraz z nurtem, choć odważne, bo dość pionierskie z punktu widzenia sportów motorowych.