Toyota w czołówce
Po zmianie przepisów i wprowadzeniu do rywalizacji samochodów klasy hypercar w najmocniejszej klasie kibice mogli oglądać aż szesnaście pojazdów. 325 tysięcy kibiców mogło podziwiać Cadillaci, Ferrari, Peugeoty, Porsche i wspomnianą Toyotę.
Zeszłoroczni zwycięzcy: Sebastien Buemi, Brendon Hartley i Ryo Hirakawa pokonali wszystkich rywali z wyjątkiem Ferrari z numerem 51. Włoska marka okazała się o blisko półtorej minuty lepsza. Japończyk miał szansę na doścignięcie rywali, ale popełnił błąd, który przekreślił wszelkie szanse na triumf.
Walka do ostatnich okrążeń
– Przede wszystkim dziękuję Sebastienowi i Brendonowi za ciężką pracę. Dziękuję również zespołowi za fantastyczną pracę przez cały tydzień. Również wszystkim kibicom za wsparcie. Ciężko było rzucić wyzwanie Ferrari, ale nigdy nie traciliśmy nadziei i zrobiliśmy wszystko, by ponownie wygrać L Mans. Musimy przeanalizować ten wyścig i znaleźć obszary do poprawy. Osobiście nauczę się czegoś na swoim błędzie i wrócę silniejszy. Do końca sezonu pozostały trzy wyścigi, więc koncentrujemy się na mistrzostwach świata. To wszystko, co możemy zrobić – podsumował Ryo Hirakawa.
– To był trudny wyścig. w pewnym momencie nie było łatwo utrzymać się na torze ze względu na zmieniające się warunki. Ostatecznie nie mieliśmy tempa, by wygrać, ale daliśmy z siebie wszystko i atakowaliśmy do końca. Ferrari było szybsze, więc musieliśmy mocno atakować, by nie zostać w tyle. Zrobiliśmy wszystko, więc nie żałujemy. Gratulacje dla Ferrari. Od kwalifikacji robili wrażenie. Teraz skoncentrujemy się na mistrzostwach świata i będziemy ciężko pracować, by wrócić silniejszym w kolejnych wyścigach – komentował Sebastien Buemi.
– Czuję teraz wiele emocji. Daliśmy z siebie wszystko i nie mogliśmy nic więcej zrobić. Nie mieliśmy świetnego tempa, ale byliśmy w walce. Wywieraliśmy presję na Ferrari przez cały czas. Pod koniec było ekscytująco. Gdy warunki się poprawiły zaczęliśmy odrabiać straty. Ryo znalazł się w trudnej sytuacji. Powiedziano mu, by podjął pełne ryzyko i spróbował zmniejszyć stratę. Nie jest niczemu winny. W tej chwili wydaje się, że byliśmy tak blisko i jednocześnie daleko. Wielkie gratulacje dla Ferrari. Byli szybsi i nie popełniali błędów, więc brawa dla nich – mówił Brndon Hartley.