Prokop z życiowym wynikiem
Kierowca Forda Raptora po dwóch tygodniach rywalizacji pojawił się na mecie jako szósty zawodnik klasyfikacji generalnej w samochodowej stawce. Dla Czecha jest to wyrównanie najlepszego rezultatu w historii startów. Szósty był również w 2019 roku.
Reprezentant ORLEN Team zadebiutował w Rajdzie Dakar w 2016 roku. wówczas dotarł do mety na czternastej pozycji, drugiej wśród debiutantów. Rok później był jedenasty, a w 2018 roku popisał się siódmym miejscem. Po życiowej szóstej pozycji przyszło dwunaste miejsce w 2020 roku, dziewiąte w 2021 i dwudzieste piąte w 2022. W tym roku Czech wyrównał życiowe osiągnięcie.
– Było wspaniale. Prawdopodobnie dla nas najważniejsze było osiągnięcie kamieni milowych. Na drugim etapie wielu zawodników popełniało błędy. My nie mieliśmy żadnych problemów i awansowaliśmy do czołowej dziesiątki, w której utrzymaliśmy się do końca. Jest świetnie! Jesteśmy bardzo zadowoleni. Dziękuję całemu zespołowi za perfekcyjną obsługę. Mechanicy dobrze przygotowali samochód. Kibicom dziękuję za wsparcie. Ich wiadomości dawały nam siły. Wspólnymi siłami spróbujemy wskoczyć jeszcze wyżej – mówił Prokop, który marzy o wywalczeniu miejsca w czołowej piątce. Kolejnym celem ma być stanięcie na podium pustynnego klasyka.
Taktyka wzięła górę
Od początku imprezy Martin Prokop zapowiadał, że będzie obserwował rywali. Dużo mniejszy zespół i prywatne przygotowania w założeniach nie powinny pozwolić na walkę z wielkimi zespołami fabrycznymi. Czech udowodnił jednak, że jest świetnym pustynnym lisem i założona taktyka przyniosła oczekiwane rezultaty.
– Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy najlepsi na szybkich partiach. Jednocześnie nie mogliśmy nic z tym zrobić. Przetrwaliśmy. Od początku mówiliśmy, że będziemy jechać z tyłu obserwując sytuację. W odpowiednim momencie włączyliśmy się do walki w czołówce. Jechaliśmy bardzo podobnym tempem. Byliśmy zwinni, ale ostrożni. W przeciwieństwie do najlepszych, którzy zawsze jadą na maksimum i coś musi się wydarzyć. Wówczas awansowaliśmy. Taki jest styl rajdów maratońskich. To bieg długodystansowy, nie sprint.
Trzynasty etap grozy
Martin Prokop przed samą metą był bliski pożegnania się z dobrym rezultatem. Na trzynastym etapie w Fordzie Raptorze doszło do awarii mechanizmu różnicowego. Czech jednak niesprawnym autem zdołał dotrzeć do mety odcinka bez potężnych strat i utrzymał szóste miejsce w stawce. Pechowy dzień był jedynym, który kierowca wspierany przez PLATINUM ORLEN Oil zakończył poza czołową dwudziestką. Na szczęście dzień wcześniej spisał się świetnie, co nieco ułatwiło sytuację.
– Na trzynastym etapie po trzech kilometrach zepsuł nam się mechanizm różnicowy. W tym momencie pomyślałem, że skończyliśmy Dakar, ponieważ czekały nas bardzo wolne wydmy. Mieliśmy szczęście w nieszczęściu, że wcześnie rano startowałem jako siódmy. Wydmy były jeszcze twarde i nietknięte.
– Jechaliśmy dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści kilometrów na godzinę. Celem było dotarcie do mety. Było nam wszystko jedno, kto nas wyprzedzi i ile czasu stracimy.
– Oczywiście na mecie pojawiły się emocje i łzy, bo nie zasługiwaliśmy na tak smutne zakończenie rywalizacji. Ostatecznie wszystko skończyło się dobrze, a wynik jest doskonały. To był najbardziej wymagający Dakar w Arabii Saudyjskiej. Dodatkowo pogoda robiła, co chciała. Z drugiej strony organizatorzy świetnie pomieszali etapy i bawiliśmy się rewelacyjnie.