Jan Kisiel: Od początku sezonu celem było podium [WYWIAD]

Jan Kisiel, który po zaprezentowaniu fantastycznej formy wywalczył drugie miejsce w DTM Trophy podzielił się z nami wrażeniami z minionego sezonu oraz planami na przyszłość. Dowiecie się także, co prywatnie robi 26-latek.

Jan Kisiel: Od początku sezonu celem było podium [WYWIAD]
Podaj dalej

Sezon jak marzenie

Łukasz Łuniewski: – Gratulujemy zdobycia drugiego miejsca w DTM Trophy. Jak w telegraficznym skrócie podsumujesz ten rok?

Jan Kisiel: – To był kolejny udany rok w samochodzie GT4. Wziąłem udział w bardzo ciekawej serii wyścigowej. Bardzo miłe było to, że rywalizowaliśmy na tych samych torach co DTM, w którym startował Robert Kubica. Pod względem medialnym to było bardzo dobre. Jedynym minusem minionego sezonu jest fakt, że BoP [współczynnik Balans of Performance-red.] bardziej wpływał na kierowców niż samochody. Nie ma co ukrywać zaliczyłem jednak bardzo dobry sezon. Biorąc pod uwagę, że mieliśmy mocno ograniczony budżet i nie testowaliśmy, wynik jest rewelacyjny.

ŁŁ: – Większość Polski dzięki Robertowi Kubicy miała okazję poznać serię DTM, ale niekoniecznie zaglądali do DTM Trophy. Czym jest ta seria i jak wygląda rywalizacja w niej? Czym różni się od głównych mistrzostw?

JK: – Przede wszystkim mamy samochody klasy GT4, a nie DTM. Drugą ważną różnicą jest to, że jeździmy półgodzinne wyścigi, a nie blisko godzinne. Mamy też mniej rund w kalendarzu. DTM dwa razy pojawił się na Lausitzring, gdzie my ścigaliśmy się tylko raz. Na pewno różnice są też w nagrodach. W DTM Trophy za wygraną było 75 tysięcy euro.

ŁŁ: – Patrząc Twoim okiem zawodnika, gdzie mamy bardziej wyrównaną stawkę? W DTM, czy w pucharowej rywalizacji?

JK: – Wydaje mi się, że stawka jest bardziej wyrównana w głównej serii, ponieważ jeżdżą tam tylko dwie marki: BMW i Audi. U nas było BMW, Audi, Mercedes, KTM, Aston Martin, Porsche i Toyota. W pucharze nazbierało się trochę aut. Sporo marek ma przynajmniej jeden model homologowany w klasie GT4 i wszyscy byli zaproszeni do startów.

Walka w czasach pandemii

ŁŁ: – Jeden z najsłabszych wyników w tym sezonie osiągnąłeś na początku sezonu. Dla wielu zawodników był to zwariowany początek roku. COVID-19 mocno pokrzyżował Twoje przygotowania do tego sezonu? Jak one wyglądały?

JK: – To wynikało z czegoś innego. Na koniec sezonu też dwa razy wywalczyłem czwarte miejsce. Raz otrzymałem karę. W ostatnim wyścigu byłem już trzeci, ale na ostatnim okrążeniu Audi wyprzedziło mnie jak chciało i ponownie spadłem na czwartą pozycję. Bardzo chciałem zakończyć rok na podium. W kwestii przygotowań najważniejsze były treningi fizyczne. Musiałem być gotowy na letni sezon. Spodziewaliśmy się wysokich temperatur i nie chcieliśmy odczuwać żadnego dyskomfortu. Drugim aspektem były przygotowania na symulatorze. Korzystałem z niego w Jankach w Motorsport Capsule. Jestem ich twarzą i udostępnili mi symulator. Przygotowali mnie bardzo porządnie w wirtualnym świecie. Bardzo im za to dziękuję. Ważna była też praca na samych zawodach. Podczas treningów trzeba było znaleźć właściwe ustawienia auta, a opony Hankook tego nie ułatwiały.

ŁŁ: – Jak bardzo pomogła Ci praca na symulatorze? Pojawiając się na torze czułeś duże różnice, czy sprawdzały się rzeczy sprawdzone w wirtualnej rzeczywistości?

JK: – W zasadzie znam każdy tor, poza Zolder. Żaden jakoś mocno mnie nie zaskoczył. Dzięki symulatorowi nie musiałem marnować czasu na treningach, na szukanie punktów hamowań oraz biegów w danych zakrętach. W symulatorze mogłem wydedukować, czy daną partię lepiej przejechać np. na trójce z nieco wyższymi obrotami, czy jednak na czwórce.

Walka o podium od początku sezonu

ŁŁ: – W którym momencie sezonu poczułeś, że możesz walczyć o czołową trójkę?

JK: – Już podczas drugiej rundy na Lausitzring byłem pewny, że walczymy o czołową trójkę. W deszczowym wyścigu wywalczyłem trzecie miejsce. Naszym celem przed sezonem było miejsce na podium. Pytanie brzmiało tylko, który to będzie stopień.

ŁŁ: – Sezon w Twoim wykonaniu był bardzo dobry, ale zabrakło kropki nad „i” w postaci zwycięstwa w wyścigu. Czego zabrakło, by ten sezon był perfekcyjny?

JK: – Zabrakło testów. Nie da się wygrać wyścigu na tym poziomie bez wcześniejszego przygotowania. Tu nie chodzi tylko o to, by wsiąść do auta, wygrać i wrócić do domu. To nie ten poziom. Każdy zawodnik był świetnie przygotowany, a walka była niezwykle wyrównana.

ŁŁ: – Walka z pewnością była fenomenalna, ale od drugiej pozycji. Tim Heinemann w tym sezonie był nie do pokonania. Czy Niemiec dysponuje takimi możliwościami, że już w trakcie przygotowań do weekendu zyska sekundę nad resztą stawki?

JK: – Sekundę myślę, że nie, ale pół sekundy zdecydowanie. Co ciekawe nie ma nieograniczonego budżetu, ale mówi się, że pomaga mu jeden z kierowców DTM, który zasponsorował mu udział w DTM Trophy. To ogromne ułatwienie.

Jan Kisiel prywatnie

ŁŁ: – Znamy Jana Kisiela z wyścigowych obiektów, a co robi prywatnie i co go interesuje?

JK: – W sezonie letnim uwielbiam uprawiać narciarstwo wodne. Prawdopodobnie w przyszłym roku wystartuję w mistrzostwach Polski w slalomie na jednej narcie. Dodatkowo tenis ziemny. Niezwykle ważna jest również praca jako pilot śmigłowców oraz w Kisiel Detailing Car Spa. To moje główne zajęcia.

ŁŁ: – Twoje zainteresowania są bardzo ekstremalne, więc czy wyścigi są w stanie jeszcze wyzwolić w Tobie dodatkową adrenalinę?

JK: – Oczywiście. Adrenalinę głównie uwalniam podczas wyścigów. Sporty pomocnicze pozwalają mi przeżyć między weekendami wyścigowymi. Nie umieram wówczas z nudów. Cały czas muszę czuć prędkość i adrenalinę.

ŁŁ: – Kto jest Twoim idolem ze świata motorsportu i spoza niego?

JK: – Zdecydowanie Robert Kubica, ze względu na heroiczną pracę jaką wykonywał od pierwszych lat startów, czyli od kartingu. Można na jego przykładzie uczyć się, że wszystko w życiu jest możliwe, również mimo pecha, który go dopadł. Dalej jest zmotywowany. Nie ma lekko, a cały czas idzie do przodu. Odgrywa sporą rolę w moim życiu. Znamy się z gokartów.

Nie za bardzo mam kogoś spoza świata motorsportu. Iga Świątek dopiero pokazała się światu i ciężko mówić, by już była moim idolem. Mogę powiedzieć, że mój tato, bo bez jego pomocy, wsparcia mentalnego i przekazania całego doświadczenia wyścigowego, to by się nie udało, ale on nadal jest związany z motorsportem. Prowadził mnie od początku kariery do dziś i zawdzięczam mu bardzo wiele.

ŁŁ: – W swojej karierze jeździłeś już wieloma autami. Jak wygląda Twoja prywatna klasyfikacja tych najlepszych i gdzie w niej jest używany w tym roku Mercedes?

JK: – Na pierwszym miejscu z pewnością będą auta klasy GT3, a zwłaszcza Audi TT LMS3, którym ścigałem się w Azji. Na drugim miejscu dałbym Lamborghini Super Trofeo. Auto osiąga niesamowite prędkości na prostych. Jest potężne i ma niesamowity silnik. To były bardzo ekscytujące przeżycie. Podium zamknie auto klasy GT4. Jest bardzo przewidywalne, choć może nie najłatwiejsze w prowadzeniu ze względu na brak aerodynamiki.

Co dalej?

ŁŁ: – Koniec sezonu już za nami i to zawsze budzi jedno podstawowe pytanie: Co dalej? Masz już jakiś zarys planów na kolejny rok?

JK: – Absolutnie nie mamy planów z uwagi na ciężką sytuację w Europie i na świecie. Nie wiadomo, co się wydarzy. Nie wiemy też, jak polskie firmy będą wspierać przyszłe gwiazdy tego sportu. Liczymy na to, że państwowe marki obudzą się i zaczną wspierać polskich sportowców, a nie różne inne historie. Motorsport też jest sportem.

Przeczytaj również