Formuła 1 chce więcej
Tegoroczny kalendarz miał liczyć aż dwadzieścia cztery wyścigi. Ze względu na sposób radzenia sobie ze zdrowotnym kryzysem w Chinach odwołano rundę w Szanghaju. Po powodzi nękającą region Emilia-Romagna zdecydowano się również na odwołanie wyścigu na Imoli.
Oznacza to, że kalendarz składa się z dwudziestu dwóch rund, ale oczywistym krokiem dla organizatorów jest przywrócenie odwołanych rund oraz dodanie do kalendarza wyścigu w Afryce, która jako jedyny kontynent bez rdzennej ludności nie organizuje rundy mistrzostw świata.
Horner krytykuje
Na temat niezwykle rozbudowanego kalendarza wypowiedział się szef ekipy Red Bulla: Christian Horner. Przy obecnej formie zespołu rozbudowany kalendarz pozwala ekipie zbliżać się do rekordowych osiągnięć w historii Formuły 1. Jednak nie to jest najważniejsze.
– Dochodzisz do punktu, w którym zastanawiasz się, czy nie robi się za dużo. Dwadzieścia trzy wyścigi to szalona liczba, podobnie jak dystans, który musimy pokonać w trakcie sezonu. Dla mnie lepiej byłoby zapewnić większą konkurencją na torach, które mamy, niż ciągle dodawać nowe. Dochodzimy do punktu krytycznego i wydaje mi się, że nie jesteśmy daleko od niego – mówił Horner.
Gdy Horner pojawił się w F1 jako szef zespołu kalendarz liczył dziewiętnaście wyścigów. Szef mistrzowskiej ekipy uważa, że byłby to idealny kalendarz we współczesnych czasach: – Około osiemnastu wyścigów byłoby najlepsze.
– Problem polega na tym, że Stefano Domenicali w kółko powtarza tą samą historię. Mówi wtedy: „Och, może nie uda się pojechać na Silvertsone” albo „Monza wygląda niepewnie”. Później mówi: „Słuchaj, nie możemy stracić Monako, Monzy i Silverstone, ale co z Las Vegas, co z Miami?” Wymyślają świetne miejsca i wspaniałe wyścigi, więc trudno im odmówić – dodał.
– Dochodzisz jednak do miejsca, w którym ludzie muszą poświęcić dwie godziny z dnia przez dwadzieścia trzy niedziele. To duże poświęcenie, gdy chcesz śledzić cały sezon – zakończył.