Ferrari nie zawiodło fanów
W niezwykle mocno obsadzonej stawce hypercarów, które pojawiły się wraz z rewolucją techniczną w mistrzostwach świata w wyścigach długodystansowych, Ferrari pokazało, że potrafi walczyć z najlepszymi. Włoska marka wróciła do walki w najmocniejszej kategorii po blisko półwiecznej przerwie i od razu odniosła triumf.
Za kierownicą zwycięskiego modelu 499P zasiedli Alessandro Pier Guidi, James Calado oraz Antonio Giovinazzi. Ekipa przejechała łącznie 342 okrążenia i pokonała Toyotę o blisko półtorej minuty. Ferrari miało również świetne kwalifikacje, które podwójnie wygrało.
Dla włoskiej marki to dziesiąty triumf w kultowym wyścigu. Pierwsze odniosła w 1949 roku, a następnie powtórzyła to w 1954, 1958 i latach 1960-1965. Dziesięć triumfów daje Ferrari trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Niekwestionowanym liderem jest Porsche, które wygrywało dziewiętnaście razy, drugie Audi świętowało triumfy trzynaście razy. Dodatkowo to piętnaste zwycięstwo dla włoskiej marki, czym Italia zrównała się z Francją.
Radość nie zna granic
– Dla mnie i Alessandro to bardzo wyjątkowe uczucie. Po raz pierwszy jeździliśmy tym samochodem w lipcu zeszłego roku. Osiągnięcie pole position i zwycięstwa po niecałym roku jest niewątpliwie fantastyczne. W żadnym wypadku nie było to oczywiste. Zespół i moi koledzy wykonali świetną pracę. Dziękuję Ferrari, dzięki któremu to wszystko jst możliwe. Po 50 latach wróciliśmy na zwycięską drogę i powinniśmy być bardzo dumni – mówił Antonio Giovinazzi.
– Potrzeba czasu, by zrozumieć, co zrobiliśmy. Prawdopodobnie zostaliśmy częścią historii Ferrari, największej marki na świcie. Jako Włoch od dzieciństwa marzyłem, by jeździć w tych barwach. Teraz stało się to prawdą. Wygraliśmy Le Mans w czerwonym samochodzie. Nie jest łatwo opisać, co czuję. To mieszanka emocji. Pracowaliśmy 24/7, staraliśmy się dać z siebie wszystko. Wszyscy pracowali bez przerwy przez rok i opłaciło się. Widzieliśmy, że niezawodność będzie kluczowa. Samochód jest nowy, a wyścig był szalony. Ostatecznie Le Mans zawsze takie jest. Trzeba trzymać się z dala od kłopotów i minimalizować liczbę błędów. Poszło nam całkiem nieźle – dodał Alessandro Pier Guidi.
– To niesamowite uczucie wygrać ten wyścig. Zespół wykonał niesamowitą pracę. Podczas jazdy miałem niesamowite uczucie. Czułem balans, osiągi, jak działa silnik. To było znakomite. Nalżą się wielkie podziękowania wszystkim zaangażowanym w ten projekt. Myślę, że to pokazało, z czego Ferrari jest stworzone. Wygrywałem tutaj dwa razy w klasie GT, ale to coś innego. Zaangażowanie fanów było ogromne. W każdym zakątku widać czerwień. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Jestem bardzo szczęśliwy – zakończył James Calado.