Red Bull wzywa do zmian
Zespoły mogą w tym sezonie wydać 145 milionów funtów i nie jest tajemnicą, że Red Bull znaczą część tej kwoty już wydał w pogoni za Ferrari. Plotki głoszą, że ekipa znajdująca się na czele obu mistrzowskich klasyfikacji wykorzystała już dwie trzecie swojego budżetu rozwojowego. Informacje te próbował dementować Helmut Marko, który powiedział: – Nie sądzę, byśmy pod tym względem byli w znacząco innej sytuacji niż Ferrari. Zwłaszcza zastanawiam się nad jednym. Jaki wpływ na nich miało to, że Carlos Sainz kilkukrotnie rozbił auto. To nie mogło być tanie.
Nieco inny ton wypowiedzi prezentował jednak szef zespołu: Christian Horner. Brytyjczyk w rozmowie z BBC przyznał, że jeśli limit nie zostanie zmieniony, siedem z dziesięciu zespołów odpuści start w czterech ostatnich wyścigach: – Nie chodzi tylko o duże zespoły. To również ekipy ze środka stawki, które zmagają się z problemami inflacyjnymi.
Czytaj też: Vettel – detektyw. Mistrz świata szukał skradzionego bagażu w Barcelonie
Poparcie wielkich F1
Największe zespoły Formuły 1 są dokładnie takiego samego zdania, jak Red Bull. Mniejsze ekipy nie chcą zmian. Ewentualne podniesienie limitu są zanegować Alfa Romeo F1 Team ORLEN, Williams i Alpine. Wymienione ekipy uważają, że bogatsi chcą po prostu utrzymać swój szał wydatków w pogoni za mistrzowskimi tytułami.
– Gdy koszty transportu wzrosną o 2,5 miliona, a budżet na rozwój wynosi 20 milionów, to czy nie możesz zmniejszyć go do poziomu 17 milionów i nadal trzymać się limitów? – pytał retorycznie Otmar Szafnauer z Alpine.
W tym sezonie zespoły rywalizują podczas 22 weekendów. Pierwotnie planowano rekordowy, liczący 23 wyścigi harmonogram. Zrezygnowano jednak z Grand Prix Rosji. Ostatnie wyścigi stanowią również spore wyzwanie logistyczne. Po ostatnim wyścigu w Europie ekipy najpierw przeniosą się do Azji. Dokładniej do Singapuru i Japonii, a następnie do Ameryki. Tam czeka rywalizacji w GP USA, Meksyku i Brazylii. Na koniec sezonu zespoły ponownie pojawią się w Azji na GP Abu Zabi.