Dakar 2023 – podsumowanie
– Ten Rajd Dakar można podsumować krótko: bardzo dużo się działo. Kamienie, trudne wydmy, zmieniające się warunki pogodowe. Przez całe dwa tygodnie mieliśmy świetny rytm. Między mną i Armandem było dużo dobrej współpracy. To było tempo na walkę o podium, cały czas utrzymywaliśmy się w czołówce. Jeden dzień przekreślił nasze cele. Od dzisiaj myślimy jednak tylko o tym, jak przygotować się do kolejnej edycji – krótko podsumował Przygoński, który ostatecznie został sklasyfikowany na osiemnastej pozycji.
– Na pewno ten Dakar był trudny pod względem terenu. Organizatorzy co edycję zapowiadają ciężką trasę, ale teraz zdecydowanie nie minęli się z prawdą. Drogi były bardzo zmienne i usiane pułapkami. Nie dawało to chwili wytchnienia. Dodatkowo pojawił się deszcz. Na odcinkach pojawiało się również wiele niebezpiecznych głazów i ostry jak kuchenny tasak kamieni. Dakar dał w kość zawodnikom, ale myślę, że przez to był to bardzo ekscytujące zawody i interesująco śledziło się je – dodał.
Pechowy drugi etap
Kuba Przygoński stracił szanse na dobry końcowy wynik już na trasie drugiego etapu. Kierowca wspierany przez PLATINUM ORLEN Oil musiał pogodzić się ze stratą ponad sześciu godzin, która zmusiła go do odrabiania strat przez niemal cały Dakar.
– Straciliśmy z Armandem bardzo, bardzo dużo czasu. Przebijaliśmy opony seriami. Najgorsze jest to, że nie możemy mieć nawet pretensji do siebie. To nie było tak, że jechałem zbyt szybko, czy zbyt agresywnie. Nawet przy wolniejszym tempie opony strzelały jedna po drugiej. Najpierw szybko wymieniliśmy trzy, potem je naprawialiśmy, a na końcu próbowaliśmy jechać na felgach. Długo czekaliśmy na ciężarówkę z częściami i stąd ogromna, sześciogodzinna strata. Marne pocieszenie, że nie tylko my mieliśmy problemy. Podczas tej edycji codziennie działo się coś na dużą skalę. Odpadali wielcy faworyci. Wielu uznanych zawodników, którzy celowali w podium w różnych kategoriach, śledziło rajd w telewizji.
– Przed startem wszyscy spodziewali się, że pierwsza część tej edycji będzie szybsza i łatwiejsza, a schody zaczną się po dniu przerwy. Tymczasem to pierwszy tydzień przesiał stawkę. To zaskoczenie? I tak, i nie. Dłuższe odcinki siłą rzeczy są szybsze, a przy większych prędkościach łatwiej o błąd. Myślę, że te dwie różne odsłony Dakaru, których się spodziewaliśmy, sprawdziły po prostu różnego rodzaju umiejętności. W drugim tygodniu walczyliśmy na wydmach. Średnie prędkości znacznie spadły, ale jednocześnie okazało się, kto jest fachowcem w piachu, a kto nie do końca.
Mentalna walka
Wspinanie się ze 117 pozycji w klasyfikacji generalnej nie należy do najłatwiejszych zadań. Poczucie porażki i przygnębienie może wziąć w takiej sytuacji górę. Kuba Przygoński jednak nie poddał się i walczył do ostatniego etapu, co pozwoliło mu awansować o 99 miejsc!
– Nie było to łatwe zadanie pod kątem mentalnym. Na początku było ciężko, bo przecież do tych zawodów człowiek przygotowuje się właściwie cały rok. Mnóstwo wyrzeczeń, treningów, testów, nadziei i bach – dostajesz strzał i marzenia o podium odkładasz na kolejny sezon. Nie jest to łatwe, nie jest to przyjemne, nie jest to fajne. Ale taki jest motorsport. Dzień, w którym straciliśmy tak dużo czasu, był na pewno najtrudniejszy. Trzeba się jednak otrząsnąć i nastawić na walkę na każdym z kolejnych kilkunastu oesów.
– Dakar to jest cudowny rajd. Oczywiście, trudny i niebezpieczny, ale naprawdę cudowny. Przemierza się takie tereny i obcuje z tak unikalną naturą, że tu naprawdę można próbować cieszyć się każdym dniem. Przestawiłem sobie cele. Chciałem się sprawdzać z czołówką na kolejnych etapach. Wiem, że na podium nie miałem szans, ale nadal każdego dnia mogłem się ścigać. Zależało mi na tym, by jak najlepiej wypaść na wszystkich pozostałych odcinkach. Cóż, tak się stało i czasu nikt nie cofnie. W takim samym trybie, jak ja jechał m.in. Carlos Sainz. Uwierz, po starcie oesu, żaden z nas nie pamięta o pozycji w generalce. Walczymy o każdą sekundę, by wypaść jak najlepiej. Tu nadal można sobie udowodnić wiele rzeczy. Poza tym każdy przejechany kilometr daje bezcenne informacje i doświadczenie. Za rok tu wrócimy, może w podobny region, z podobnym terenem? Wtedy wiedza zdobyta teraz może zaprocentować. Dlatego nie ma mowy o odpuszczaniu. Chciałem wziąć z tej edycji tak dużo, jak było to możliwe. Cisnąłem, ile mogłem i dawałem z siebie wszystko do końca.
Nowe Mini na Dakar
Kuba Przygoński na tegorocznym rajdzie pojawił się za kierownicą nowego Mini. Czy konstrukcja X-Raidu przypadłą do gustu Polakowi?
– Pierwsza część Dakaru na pewno nam się nie udała, bo tak trzeba to sobie uczciwie powiedzieć, także przez to, że startowaliśmy całkowicie nowym samochodem. Testy, choćby trwały tygodniami, nigdy nie dadzą wiedzy, którą zdobywa się w prawdziwej rywalizacji. Na pewno samochód nie był idealnie ustawiony. Wyszło wiele błędów – nazwijmy to – wieku dziecięcego. Każdy biwak przypominał mini fabrykę samochodów, bo codziennie nasi inżynierowie analizowali mnóstwo danych, opracowywali rozwiązania problemów i wprowadzali je w życie. Wiadomo było, że start prototypowym autem niesie za sobą spore ryzyko, ale zdecydowałem się je podjąć. Z dnia na dzień sprzęt spisujywał się lepiej i to cieszyło. Na ostatnim odcinku przed dniem przerwy samochód wydawał się już dobrze przygotowany i mogłem dodawać tyle gazu, ile chciałem i czułem, że należało.